„Świat potrzebuje złych ludzi, żeby strzegli go przed tymi gorszymi” – niniejsze słowa wypowiada detektyw Rust Cohle w rozmowie ze swoim partnerem, Martinem. Przytoczony cytat doskonale oddaje kondycję głównych bohaterów – ludzi poszukujących prawdy i sprawiedliwości pomimo posiadanych wad i najróżniejszych grzechów na sumieniu. W True Detective nie ma jasnego podziału na dobro i zło. Rzeczywistość ukazana w serialu nie przedstawia się jako czarno-biała, lecz odmalowana we wszystkich odcieniach szarości.
Skomplikowana psychologia postaci
Cohle (Matthew McConaughey) jest nafaszerowanym antydepresantami cynikiem. Dzieli się z widzami fatalistycznymi przemyśleniami zdradzającymi, że mężczyzna nie wierzy w nikogo i w nic. Martin Hart (Woody Harrelson) to miłośnik przygodnego seksu i pozorant. Zgrywa oddanego małżonka i ojca, uczciwego obywatela i życzliwego kolegę, choć tak naprawdę lubi poimprezować i zabawić z młodymi, naiwnymi dziewczynami. Obie postaci spotykają się, by wspólnie poprowadzić śledztwo w sprawie rytualnego mordu. Na jednym z luizjańskich pól, pod starym, majestatycznym drzewem, znaleziono zwłoki dziewczyny. Zabójca nałożył na jej głowę cierniową koronę i poroże. Brzuch ofiary podziurawiono ostrym narzędziem, a na plecach denatki wymalowano okultystyczny symbol. Detektywi muszą rozwikłać zagadkę makabrycznej śmierci, zapobiec kolejnym tragediom i przetrwać zderzenie odmiennych charakterów.
Narracyjny przekładaniec
Akcja serialu rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych. W jednej z nich mężczyźni prowadzą śledztwo i szukają winnego. Po 17 latach Cohle i jego były partner Martin poddawani są przesłuchaniu na temat zamkniętej już sprawy morderstwa. Bohaterowie nie rozmawiają ze sobą, między nimi wyraźnie wyczuwa się konflikt. Rust wygląda jak wrak człowieka. Odpowiada na pytania funkcjonariuszy osuszając kolejne puszki z tanim piwem. Demony przeszłości dają o sobie znać, a dawne śledztwo wymaga stałego zaangażowania. Nie brakuje fabularnych zawirowań, problemów rodzinnych i mrocznych zagadek.
Mistyczne Południe
W przypadku True Detective warto docenić grę aktorską, wspaniałe zdjęcia, pomysłowy scenariusz i sprawnie zaserwowaną historię kryminalną. Jednak tym, co zachwyca najbardziej, jest wyjątkowy, nieco duszny klimat Luizjany. Południowy stan ukazano jako miejsce przesycone pradawną magią, tajemniczymi kultami i zabobonem. Świat serialu przeraża, hipnotyzuje i zaciekawia. Trudno wskazać bardziej niepokojącą i oniryczną lokalizację dla opowieści o detektywach. Nie osadzono jej zgodnie konwencją gatunkową w tętniącej życiem metropolii, lecz w sennej, mglistej scenerii bagien Południa. Dzięki temu zabiegowi mamy do czynienia z zupełnie nową jakością i rewolucyjnym rozwiązaniem fabularnym.
True Detective eksperymentuje z formą, zarysowuje wiarygodną psychologię postaci i staje się uniwersalną opowieścią o poszukiwaniu prawdy w świecie błędnych ogników. Seans dostarcza specyficznej przyjemności obcowania z dziełem niebanalnym i genialnie skonstruowanym. Dlatego trzeba czym prędzej zasiąść przed ekranem i zacząć raczyć się tym smakowitym kąskiem.
0 komentarzy