Nie jestem zwolenniczką teorii, że istnieją lepsze i gorsze w serialowe premiery lata. Czasami po prostu mamy trochę szczęścia i uda nam się z morza opcji wyłowić coś ciekawego. W tym roku miałam tego szczęścia całkiem sporo. Oto moja subiektywna lista najlepszych seriali 2017 roku.
Czekajcie na zestawienia pozostałych członków redakcji 😉
Spis treści
7. Atypowy
Mam słabość do nieporadnych i niedopasowanych bohaterów, którzy zachęcają do spojrzenia na rzeczywistość z nieco innej strony. „Atypowy” nie tylko wywraca klasyczne schematy do góry nogami (tak społecznie, jak i w obrębie konwencji gatunkowej), ale przede wszystkim gwarantuje sporo skoków ciśnienia. Z jednej strony emocjonuje obserwacja działań autystycznego bohatera, poszukującego miłości; z drugiej strony nie mniej wciągają wątki jego zagubionej rodziny, która w obliczu niespodziewanej samodzielności Sama (protagonisty granego przez Keira Gilchrista) musi na nowo zdefiniować życiowe cele.
Recenzję „Atypowego” znajdziecie tutaj – O chłopaku, który chciał się wtopić w tłum
Zobacz zwiastun:
6. Szefowa
Ten serial od pierwszego odcinka ujął mnie swoją autentycznością i trafną analizą zmian pokoleniowych. „Szefowa” to jeszcze jedna historia Netflixa, w której główną postacią jest ktoś niedopasowany i zagubiony. Sophia (Britt Robertson) ma dwadzieścia kilka lat i bardzo długą listę pracodawców, którzy zrezygnowali z jej usług. Za wszelką cenę pragnie być samodzielna, oderwać się od wątpiącego w nią ojca i całego społeczeństwa, które zdążyło postawić na niej krzyżyk. Niestety, niełatwo jest zacząć wszystko od zera. W kolejnych odcinkach komedia miesza się z dramatem, tworząc bardzo przekonujący obraz zagubienia współczesnych dwudziestokilkulatków, którym wmawiano w dzieciństwie, że mogą wszystko i powinny być sobą, a których do parteru sprowadziła… rzeczywistość.
Zobacz zwiastun:
5. Seria niefortunnych zdarzeń
Próba ekranizacji tej serii podjęta została w wersji filmowej w 2004 roku. Film okazał się klapą (chociaż w moich oczach nie aż tak koszmarną jak wielu dzisiaj mówi). Kolejnego podejścia, tym razem serialowego i Netflixa, nieco się bałam, ale szybko przekonałam się, że zupełnie niepotrzebnie. Historia osieroconego rodzeństwa Baudelaire i podążającego ich śladem Hrabiego Olafa ma w sobie wszystko to, za co pokochałam literacki oryginał. Jest mroczne, choć pozornie lekkie, poczucie humoru oraz karykaturalne postaci, wobec których zwyczajnie nie można pozostać obojętnym. Serialowa rzeczywistość urzeka groteskowymi krajobrazami, które nieustająco zmuszają do rozmyślań, czy to naprawdę jest historia dla dzieci. A może to tylko dorośli widzą w niej więcej mroku niż powinni?
Zobacz zwiastun:
4. Ania, nie Anna
Za moją miłość do tego serialu w pełni odpowiada Amybeth McNulty, która wciela się w tytułową Anię Shirley z Zielonego Wzgórza. Adaptacja powieści Lucy Maud Montgomery w wykonania Netflixa dość luźno trzyma się oryginału, jeżeli chodzi o kwestie fabularne, ale gdy oceniać wierność ładunkowi emocjonalnemu, to „Ania, nie Anna” jest adaptacją doskonałą. Tyle w temacie.
Zobacz zwiastun:
3. 13 powodów
„13 powodów” ujęło mnie wiarygodnym przedstawieniem problemu depresji, który twórcy „uatrakcyjnili” ramą wybitnie trzymającego w napięciu suspensu (protagonista otrzymuje pudełko z trzynastoma nagraniami, na których niedawno zmarła dziewczyna z jego szkoły tłumaczy, dlaczego się zabiła). Niestety, informacja zwrotna od widzów przyszła różna. Część uznała serial za pretensjonalny, a problemy głównej bohaterki Hannah za błahe i wydumane – dokładnie tak, jak dzieje się to w realnym życiu. Moim zdaniem odpowiednio opracowane i omówione „13 powodów” mogłoby stać się nawet podstawą dla pogadanek z młodzieżą i rodzicami o problemie depresji oraz myślach samobójczych u nastolatków. Innymi słowy: warto obejrzeć, a potem zastanowić się, co się właściwie zobaczyło.
Recenzję „13 powodów” znajdziecie tutaj – Nastoletni dramat czy dramat o nastolatkach?
Zobacz zwiastun:
2. Riverdale
Na tę historię z pogranicza teen drama w estetyce komiksu i „Twin Peaks” trafiłam absolutnym przypadkiem szukając czegoś lekkiego i odmóżdżającego. Mój chłopak wyszedł na męski wieczór, a ja siedziałam w domu z pudełkiem lodów i chciałam obejrzeć coś, co zagwarantuje mi proste wzruszenia. No cóż, „Riverdale” nie wpisał się w te potrzeby ani trochę, ale i tak pochłonął mnie całkowicie. Małe miasteczko i wstrząsające morderstwo, które staje się dopiero początkiem mrocznych odkryć i obnażeń sekretów, a wszystko wpisane w etap dorastania, dojrzewania i różnego typu inicjacji. Tak, to coś, co tygryski lubią najbardziej.
Zobacz zwiastun:
1. Big Mouth
No i wreszcie numero uno, jedyny i niepowtarzalny serial animowany o dojrzewaniu, który wali prosto z mostu, a nie owija w bawełnę. Ach, jakże żałuję, że gdy miałam lat kilkanaście „Big Mouth” nie istniało! Wtedy z pewnością fizyczne przemiany, hormonowe burze oraz obawy związane z pierwszymi pocałunkami stałyby się dla mnie bardziej zrozumiałe i mniej przerażające. Na serialowym rynku próżno szukać czegoś równie zabawnego, a przy tym naturalnego w utożsamieniu się z bohaterami (wspólnota doświadczeń, pomimo nierealistycznej kreski natychmiast zbliża widzów i postaci). Czy zdążyliście już zapomnieć o wstydach dojrzewania, czy wciąż w nim tkwicie – „Big Mouth” to serial, który koniecznie powinniście zobaczyć, by zrozumieć, że za wszystkimi Waszymi trudnościami zawsze stali tylko i wyłącznie hormonowy potwór Maurice i jego żeńska wersja – Connie.
Zobacz zwiastun:
Marne to zestawienie. Netflix ma o wiele lepsze produkcje na koncie.
Yep. Zestawienie jest subiektywne, a poza tym nie widziałam wszystkich produkcji Netflixa – nawet wszystkich z zeszłego roku, więc… Może masz rację, a może nie. 😉
Nie żebym była adwokatem Alicji, ale zestawienie jest subiektywne 🙂