Nowy początek? – Castlevania – recenzja 3. Sezonu

}

Data: 3 kwietnia 2020

Od pierwszego sezonu wykreowana przez Warrena Ellisa Catlevania, uważana jest za chlubny wyjątek wśród ekranizacji gier wideo, które najczęściej prezentują co najwyżej przeciętną jakość wykonania. Czy najnowsza seria animacji kontynuuje tę dobrą passę?

Ale jak to ciąg dalszy?

Jedną z przeszkód w sukcesie nowej Castlevanii był… drugi sezon serialu. W końcu wraz z pokonaniem Draculi główny wątek został zamknięty, a bohaterowie dostali bardziej lub mniej, ale jednak wyraźne zakończenie. Wyzwaniem musiało być więc dla scenarzysty pokazanie, że ma pomysł jak poprowadzić dalej fabułę. Wygląda na to, że Ellis chciał w najnowszej serii dobitnie przekazać, że możliwych ścieżek na poprowadzenie opowieści mu nie brakuje i ma w tym świecie jeszcze wiele historii do opowiedzenia.

Castlevania Season 3
Źródło: Netflix

W serialu bowiem brak dominującego wątku. Zamiast tego śledzimy luźno ze sobą powiązane (lub wcale) dalsze losy znanych już bohaterów, które w następnym sezonie mogą się złączyć. Najbardziej bliska dominującej dotychczas przygodowej formule jest kontynuacja przygód Trevora i Syphy. Jako wędrowni łowcy potworów trafiają oni do niewielkiego spokojnego miasteczka, ale skrywającego pod kościołem mroczny sekret. Ta część serialu wykorzystać formułę śledztwa, w udany sposób eksponując brudny, nieprzyjazny świat mrocznej wersji XVI wiecznej Europy, będący wizytówką Castlevanii. Finalnie oczywiście dostarcza odpowiedniej ilości krwawych starć.

Niestety dawny towarzysz dwójki Trevora i Syphy, Alucard, otrzymał najmniej interesujący wątek. Po pokonaniu swojego złowrogiego ojca zaszywa się na pustkowiu i szkoli dwójkę ludzi, szukających pomocy w walce z wampirami. Niestety brak w tym szczególnego rozwoju postaci, ale pojawia się nadzieja na coś więcej. Skoro już poruszamy temat wampirów, to warto odnotować, że choć Dracula nie żyje, to reszta istot spragnionych krwi nie ustaje w próbach podporządkowania ludzkości. Stąd też mamy możliwość obserwować przygotowania nowego misternego planu Carmilli i jej sióstr, w którym kluczową rolę ma odegrać Hector – były członek armii Draculi, potrafiący tworzyć demony. Co do tego fragmentu mam dość mieszane uczucia. Z jednej strony, udało się w ciekawie poszerzyć uniwersum serialu i skutecznie wprowadzić nowe bohaterki, ale mają przy tym miejsce wyjątkowo głupie zabiegi scenariuszowe, z intrygą szytą grubymi nićmi.

ZOBACZ TEŻ  Recenzja „Grace i Frankie”. Miłość, seks i kobieca siła po 70-tce

Na szczęście historia drugiego z demonicznych kowali ma się zgoła inaczej. Isaac próbuje na własną rękę kontynuować krucjatę przeciw ludzkości i zemścić się na tych, którzy go zdradzili. Daje to pretekst do (a jakże) imponującej rzezi i przy okazji przenosi akcję w orientalne regiony.

Castlevania Netflix
Źródło: Netflix

Sezon na pół gwizdka

To w pewien sposób zaskakujące, że mimo największej liczby odcinków ze wszystkich serii, Castlevania w nowej odsłonie popełnia w zasadzie ten sam błąd, co w przypadku pierwszego sezonu. I tym razem mamy do czynienia właściwie z pilotem opowieści, tylko że przez mnogość postaci, rozciągniętym na dziesięć odcinków.  Takie określenie nie jest przesadą, bo przez większość czasu scenariusz bardzo luźno odnosi się do dotychczasowych wydarzeń, a bohaterowie przedstawiani są w taki sposób, jakby miał ich właśnie poznać nowy odbiorca. Na domiar złego, choć wszystkie wątki korzystają z trójaktowej kompozycji, to żaden z nich nie otrzymał prawdziwie satysfakcjonującego zakończenia. W każdym przypadku występuje jedynie wstęp do prawdziwej, znaczącej opowieści, którą poznamy dopiero w kolejnym sezonie (wyjątkowo szybko ogłoszonym przez Netlixa). Wobec tego całość pozostawia znaczący niedosyt. Trzeci sezon nie powinien po prostu być etapem, w którym jedynie przygotowuje się grunt pod coś większego, tylko faktycznie dokłada się istotne elementy historii. Myślę, że nie tylko ja chętnie przystałbym na tymczasowe pominięcie części postaci, w zamian za zwiększenie długości konkretnych wątków.

Krwawa łaźnia

Szczęśliwie, po raz kolejny mocnym punktem serii jest wysokiej jakości oprawa audiowizualna. Tak jak wspominałem wcześniej, tym razem twórcy raczą nas różnorodnymi lokacjami. Zarówno leśna głusza z monumentalnym zamkiem pośrodku, wampirza twierdza położona wysoko w górach, jak i orientalne krainy wyjęte z Baśni tysiąca i jednej noc cieszą oczy. Wisienkę na torcie stanowi miasteczko położone w środkowo-wschodniej Europie, do którego trafiają Belmont i Sypha. Sprawia wrażenie bardziej swojskiej wersji Tristram z Diablo, a więc idealnej miejscówki do tropienia ukrytych sił zła. Porównanie z grą Blizzarda nie jest zresztą przypadkowe, gdyż końcowej sekwencji pełnej karykaturalnie wręcz krwawej masakry zastępów piekielnych nie powstydziłby się nie jeden hack ‘n’ slash. Mięsiste sceny akcji od początku były jedną z punktów wyróżniających Castlevanię na tle innych animacji fantasy i nie inaczej jest tym razem.

ZOBACZ TEŻ  Castlevania - 2. sezon doczekał się własnego plakatu
Castlevania
Źródło: Netflix

Nie jest też zaskoczeniem, że ponownie voice acting stoi na bardzo wysokim poziomie. Szczególnie przyjemnie wypada Richard Armitage, który z każdym sezonem utwierdza w przekonaniu, że jest stworzony do roli wiecznie skacowanego łowcy demonów. Przynajmniej nieźle prezentuje się też polski dubbing. Jak to czasem w naszych lokalizacjach bywa, aktorzy nie zawsze chyba zdają sobie sprawę z kontekstu wypowiadanych kwestii, ale całość nie wybija z klimatu opowieści.

Castlevania w nowej odsłonie okazała się serialem dość nierównym. Z jednej strony to jeszcze więcej tego, co fani pokochali, a więc niezobowiązującej, krwawej przygody w mrocznym świecie fantasy. Niestety rozczarowuje jedynie zarysowanie, zamiast pełnoprawne poprowadzenie wielu nowych wątków. Jednocześnie zaprezentowane punkty kulminacyjne są na tyle intrygujące, że z pewnością sięgnę po kolejny sezon. Byle tylko przyświecała przy jego tworzeniu zasada „nie ilość, a jakość”

DOŁĄCZ DO DYSKUSJI I SKOMENTUJ

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O autorze

Krzysztof Olszamowski

Zapalony amator Sci-Fi, zwłaszcza cyberpunku i space oper. Kiedy nie przebywa w odległej galaktyce, najchętniej pochłania wszelkiej maści kryminały i produkcje kostiumowe. Uważa, że mocna kawa i aromatyczna herbata to nie tylko najlepszy dodatek do oglądania, ale i nieodłączny element życia.