Wielka woda – recenzja polskiego serialu katastroficznego

j

Autor: Dorota Gola

}

Data: 23 października 2022

Wielka woda  to polski serial zrealizowany dla platformy Netflix, inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, które miały miejsce na Dolnym Śląsku. Twórcy serialu, m.in. Jan Holoubek, zaznaczają jednak, że nie jest to dokument, a raczej ich wyobrażenie przedstawione w postaci fabularyzowanej produkcji katastroficznej. Bohaterowie inspirowani prawdziwymi ludźmi oraz rzeczywiście istniejące miejsca przeplatają się tutaj z tymi fikcyjnymi.

Powódź stulecia

Mamy lipiec 1997 roku, do Wrocławia zbliża się wielka fala powodziowa, która przeszła do historii pod nazwą powodzi tysiąclecia. Na prośbę działającego w imieniu wojewody Jakuba Marczaka, do miasta zostaje ściągnięta Jaśmina Tremer, jego znajoma z dawnych lat i specjalistka w zakresie hydrologii. Ma ona za zadanie przygotować razem z innymi zaangażowanymi w sprawę – m.in. prezydentem Wrocławia oraz specjalistami w różnych dziedzinach – plan jak najskuteczniejszemu zapobiegnięciu katastrofie. Okazuje się to jednak niełatwe nie tylko z powodu niebezpiecznego żywiołu, lecz także przez niekompetencje ludzi zajmujących się tą sprawą.

Twarda pani hydrolog

Jako odtwórczyni roli głównej bohaterki – Jaśminy Tremer – Agnieszka Żulewska gra w tym serialu pierwsze skrzypce. Grana przez nią postać początkowo może wzbudzać w widzach irytację, ma się wrażenie, że zarówno twórcy, jak i aktorka, trochę na siłę próbowali podkreślić jej wyrazisty charakter i momentami oscylowało to na granicy przerysowania. Mimo wszystko jednak ostatecznie wypada ona przekonująco jako taka typowa twarda, nieco oschła, potrafiąca się odnaleźć w męskim gronie i nie dająca sobie wejść na głowę bohaterka.

Oczywiście im dalej zagłębiamy się w historię, tym bardziej poznajemy naszą panią hydrolog i jak to zazwyczaj bywa, okazuje się, że pod fasadą oziębłej naukowczyni kryje się zwyczajna, nawet całkiem wrażliwa na to co się dzieje dokoła niej, kobieta z ciężką przeszłością. Przyznam, że jest to dosyć schematyczne i od pierwszego pojawienia się jej na ekranie wiadomo z jakim typem postaci mamy do czynienia, jednak mimo wszystko nie przeszkadza mi to. Jestem w stanie w nią uwierzyć i z nią sympatyzować, ponieważ całościowo została wiarygodnie napisana i zagrana.

ZOBACZ TEŻ  Jack Ryan - recenzja serialu, po którym zostaniesz amerykańskim patriotą
wielka woda 5

Pozostali bohaterowie, którzy teoretycznie mogliby zostać zdominowani przez tak silny główny charakter, również są ciekawi. Każdy z nich dostał swój własny wycinek w tej historii i rozwinięcie własnych wątków. Na wyróżnienie z pewnością zasługuje tu Tomasz Schuchardt grający Jakuba Marczaka, aspirującego polityka pełniącego chwilowo obowiązki wojewody. Aktor świetnie poradził sobie w roli ojca, który musi łączyć życie rodzinne i troskę o swoją córkę z zawodowym, gdzie ma styczność z bardzo trudnymi do współpracowania ludźmi. Podobnie z odtwórcami innych ról, tak naprawdę chyba nie ma w tym serialu kogoś, kto by pozostawał widocznie w tyle w porównaniu do swoich kolegów z planu. Każdy wydobywa ze swojej postaci tyle, na ile pozwala mu scenariusz oraz czas ekranowy.

Zbyt wiele wątków

Już w pierwszym odcinku widz zostaje wręcz przytłoczony ilością bohaterów, którzy się pojawiają z taką przesłanką, że w kolejnych odcinkach odegrają oni jakąś znaczącą rolę w historii. Początkowo za bardzo nie jesteśmy nawet w stanie połapać się w tym kto jest kim, jak się nazywa, jakie relacje łączą go z innymi postaciami, co nie byłoby niczym dziwnym, ponieważ zazwyczaj tak bywa przy wprowadzeniu do fabuły. Problem polega jednak na tym, że Wielka woda to serial zaledwie sześcioodcinkowy, więc czas na dobre rozwinięcie i doprowadzenie do zakończenia wszystkich wątków jest dosyć ograniczony, przez co ma się wrażenie, że zbyt wiele rzeczy zostało nagromadzone w jednym miejscu. Taka wielość fabularna z pewnością sprawdziłaby się o wiele lepiej, gdyby odcinków było więcej.

wielka woda 4

Przy jednoczesnym nagromadzeniu wątków, fabuła jednak momentami nuży, rozwleka się i być może to też wynika z tego, że wszystkiego jest za dużo. Zanim dojdzie do samej powodzi, musimy trochę poczekać, a w tym czasie jesteśmy zasypywani różnymi bohaterami. Widz przeskakuje od jednej mniejszej historii do drugiej, przez co z czasem trochę traci zainteresowanie niektórymi z nich, jednak nie można powiedzieć, że serial nie wciąga. Od samego początku widz angażuje się w to, co twórcy mu prezentują, a dzięki temu, że pewne rzeczy nie są od razu wyjawiane (jak chociażby to jaka relacja łączyła Jaśminę z Jakubem), to nasza ciekawość wzrasta.

ZOBACZ TEŻ  Jaką platformę streamingową wybrać? Plusy i minusy

Recenzja Wielkiej wody – podsumowanie

Podsumowując, Wielką wodę można spokojnie określić jako solidnie zrobiony serial, zwłaszcza jak na polskie standardy. Tym bardziej jest on ciekawy, że gatunkowo zalicza się do produkcji katastroficznych, których raczej nie ma zbyt wiele na naszym podwórku, chociaż trzeba przyznać, że w ostatnim czasie zaczęło się to trochę zmieniać. Wykorzystując historyczną powódź, serial w bardzo przystępny sposób ukazuje realia reagowania obywateli oraz jednostek rządowych na wszelkiego rodzaju katastrofy. Nie jest to zrobione w sposób przerysowany, a raczej w bardzo realny tak, że widz nie ma wrażenia, jak gdyby ktoś na siłę próbował mu pokazać jakąś oczywistość.

DOŁĄCZ DO DYSKUSJI I SKOMENTUJ

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O autorze

Dorota Gola

Miłośniczka literatury i kina. W wolnych chwilach uwielbia oglądać seriale, a w szczególności robić maratony całych sezonów.