Stare wyobrażenie utopijnego świata w nowej odsłonie. Czyli co takiego jest w stanie zaoferować nam Brave new world?
Spis treści
Obsada to nie wszystko
Serial Sci Fi, proponowany przez nową platformę Peacock, przemknął prawie niezauważony. Brak jakiejkolwiek kampanii promocyjnej, na nieznanej platformie, nie obiecywał tej produkcji dobrego startu. Wierzę, że większość osób, która sięgnęła po ten serial została przyciągnięta przez samą obsadę, która bez wątpienia, jest najbardziej zachęcającym aspektem. Demi Moore (Ludzie honoru), Harry Lloyd (Gra o Tron), Jessica Brown Findlay (Dawnton Abbey) i Joseph Morgan (The originals) wspólnie na ekranie, zdecydowanie są w stanie przyciągnąć widzów. Niestety nawet bardzo dobra gra aktorska, nie była w stanie uratować tego serialu.
Zero prywatności. Zero rodziny. Zero monogamii.
Przedstawieni zostajemy, utopijnemu, światu przyszłości, w którym panują tylko trzy zasady: zero prywatności, zero rodziny, zero monogamii. Znane z teraźniejszego czasów zwyczaje i tradycje są zapomniane, w celach rozrywkowych, przywołuje się niektóre, opacznie rozumiane, elementy przeszłości. Każdy obywatel zamkniętego za barierami miasta Nowego Londynu jest od samego początku swojego istnienia, programowany, tak by przynależał do jednej z grup pięciu społecznych, nazwanych po pierwszych literach, greckiego alfabetu. Już od samego początku dowiadujemy się, że ten podział społeczny jest dożywotni, niezmienny. Reguluje on nie tylko pozycje na świecie, ale też zadania, obowiązki oraz przywileje, jakie mogą przysługiwać dalej osobie. Poznajemy ogólne panujące zasady, jednak uchylona zostaje nam, naprawdę mała, cząstka tego uproszczonego, społeczeństwa. Bardzo brakowało mi szerszego rozpoznania w tym świecie. Mimo zdaje się ciągłych ekspozycji, nadal nie zostało dostarczone nam żadne wartościowe informacje.
Orgie i naćpani obywatele Nowego Londynu
Obywatele Nowego Londynu, pozbyli się wszystkich negatywnych emocji, skupiając się tylko na rozkoszy. Nie mają żadnych problemów, nie zadają zbędnych pytań. Za główne źródło rozkoszy uznano seks, dlatego właśnie jest on wszędzie. Na nim przede wszystkim, opiera się to społeczeństwo. Niezależnie kiedy, niezależnie z kim, byleby nie za dużo razy z jedną osobą, ponieważ podlega do pod monogamię i jest stanowczo zabronione. Jeśli seks nie wystarczy oprócz tego jest Soma, swego rodzaju psychosomatyczny narkotyk, tłumiący zbędne uczucia. Niestety, w żaden sposób nie zostaje wyjaśnione dokładne działanie, ani nawet pochodzenie narkotyku. Dowiadujemy się jedynie, że „pomaga” ludziom poczuć się lepiej i dostępny jest w różnych kolorach, reprezentujących ich działanie. Osobiście uważałam Somę, za jeden z najciekawszych aspektów serialu i nadal żałuję, że temat ten, nie został odpowiednio rozwinięty.
Piękny, ale pusty świat
Od pierwszych scen wprowadzeni zostajemy w nowy, „ulepszony” świat przyszłości. Z całą pewnością jest to świat piękny. W żadnym wypadku nie można narzekać na względy wizualne. Nie jest to wybitne CGI, ale wystarczające, by w kilkusekundowej scenie robiło dobre wrażenie. Całą infrastruktura, w połączeniu, z momentami wręcz abstrakcyjnymi, strojami obywateli Nowego Londynu, co prawda budują świat naprawdę estetyczny, jednak mimo to pusty. Widoki te, podobają się nam ponieważ są dokładnie tym, co widzieliśmy już, w każdym wytworze kultury ukazującym przyszłość. To jedno z najbardziej stereotypowy i generycznie zbudowanych światów jakie poznałam.
Zmarnowany potencjał
Mimo obietnicy nowości w tytule, nie dostajemy niczego nowego, a jedynie powielone tysiące razy schematy. Działający w harmonii utopijny świat, z gołym okiem widocznymi wadami. Ukazanie odebrania świadomości, wolności, na rzecz szczęścia. Pojawienie się elementu z „zewnątrz”, zaczyna niszczyć tę idealnie opracowaną rzeczywistość. W tym wypadku tym elementem, jest grany przez Aldena Ehrenreicha, dzikus John, którego postanowiono przyjąć do społeczeństwa Nowego Londynu. Można dołożyć do tego zbuntowaną Sztuczną Inteligencję oraz nie do końca wyjaśnioną przeszłość i mamy pełny komplet.
Serial ten oparto na książce z 1932 roku, o tym samym tytule, autorstwa Aldousa Huxleya. Może to tłumaczyć ilość, już mocno zużytych motywów. Serial jednak nie w pełni trzymał się materiału źródłowego. W dużej mierze zabrakło w nim filozoficznego, etycznego i moralistycznego wydźwięku, które nadałyby produkcji odmienny kierunek. Serial ten jest przede wszystkim mocno zmarnowanym potencjałem, z małymi szansami na drugi sezon.
Zobaczcie zwiastun
Mam zupełnie inne odczucia. Bardzo mądrze zrealizowana adaptacja, intensywna estetyka, piękne efekty specjalne, umiejętnie prowadzone wątki, spokojne tempo, dopasowana muzyka – to wszystko sprawia, że serial zachęca do refleksji nad „warunkowaniem” odgórnym oraz dzikim, systemami społeczeństwa, inżynierią genetyczną, małżeństwami, emocjami, wartościami. Nie zgodzę się z tezą, że jest to zmarnowany potencjał, Książka Huxleya, jak każde arcydzieło, to bardzo ciężki materiał do przeniesienia na ekran i twórcy serialu wybrnęli z tego zadania rewelacyjnie. Serial jest po prostu idealny na binge-watching i po wszystkim może nas pozostawić w refleksyjnej nicości, jak się okazuje w odosobnieniu.
Bardzo lbie ładne małe pieski, małe kotki w sumie też, szczeólnie takie, które trzymam w ipiwnicy, zapraszam serdecznie do mnie, pokaże je ;d