Mając w pamięci genialny film Jestem najlepsza, ja, Tonya i rolę Margot Robbie, cieszyłam się jak dziecko na powrót do brutalnego świata łyżwiarstwa za sprawą nowej serii Netflixa o tytule Spinning out. Czy serial choć trochę zbliżył się produkcji z wielkiego ekranu?
Spis treści
(Za) duże oczekiwania
Po pierwszym odcinku liczyłam na mocną produkcję o trudach łyżwiarskiego życia – czekałam na wystające kości, krew, pot, łzy… innymi słowy, na brutalną opowieść. Przede wszystkim oczekiwałam, że będzie tu więcej samego tańca na lodzie. I choć stało się inaczej, seria i tak mnie wciągnęła.
Może zabrzmi to uszczypliwie, ale zapomniałam, że Spinning out nie jest serialem od HBO, tylko od Netflixa. I choć ci drudzy czasem szarpną się na pogłębione, mroczne dramaty, które naprawdę zasługują na oklaski oraz miano telewizji jakościowej – to robią to stanowczo zbyt rzadko. Nie przekraczają bezpiecznych linii (choć nie ograniczają ich przecież te same przepisy co ramówki kablowej!) lub wpadają w pułapkę zmiany nadrzędnego stylu czy tonu opowieści filmowej. Dlatego też Spinning out nie dostanie ode mnie owacji, bo okazał się serialem zachowawczym, marnującym potencjał dramatu sportowego i obyczajowego. Nagle po dwóch odcinkach znalazłam się w teen dramie, choć zupełnie nie to obiecywały mi ogromne plamy krwi na lodzie, trzaśnięcia bioder i przypisanie aż dwóm postaciom choroby dwubiegunowej. Ach, gdyby to HBO, pewniak jakości, wzięło się za Spinning out…
Dobre aktorstwo
Przyjemnością było obserwowanie na ekranie January Jones, która ponownie wcieliła się w rolę dalekiej od ideału matki – nie szufladkowałabym jej jednak! Na pierwszy rzut oka zarówno Betty Draper (Mad Man), jak i Carol Baker wydają się mieć ze sobą wiele wspólnego. Obydwie są apatyczne i skrajnie wymagające wobec swoich dzieci. Jednak ta druga ma także obsesję na punkcie łyżwiarstwa. Dość powiedzieć, że maniakalno-euforyczny z niej typ. Aktorsko jednak odtwórczynie wcielające się w role jej córek naprawdę za nią nadążają. Dobrze obserwuje się je razem na ekranie. A już zwłaszcza na lodzie.
Nierówny scenariusz
Relacje między matką a jej córkami są pogłębiane z odcinka na odcinek i to twórcom wychodzi naprawdę nieźle. Niestety nagle wrzucają tutaj nastoletnie romanse oraz trójkąty miłosne, przez co dalsze eksplorowanie tych trudnych relacji w dysfunkcyjnej rodzinie gubi się. Raz kwestia trudnych relacji wypływa na pierwszy plan, raz znika zupełnie z pola widzenia. Jakby scenarzyści nie mogli się do końca zdecydować, jaką historię chcieliby opowiedzieć. Zamiast dramatu, mamy więc dramatyzowanie.
Problemy społeczne
Poza rozterkami miłosnymi (dosyć powierzchownie rysowanymi), głównym motywem przewijającym się stale przez każdy odcinek jest kwestia choroby psychicznej oraz traumy i jej postrzegania przez społeczeństwo, rodzinę i innych bliskich oraz przez same osoby chore. Jednak ponownie, potencjał poruszenia tego trudnego problemu nie zostaje wykorzystany. Twórcy również dosyć nieśmiało próbują zarysować problemy społeczne pojawiające się na tle rasowym w sportowej, turystycznej mieścinie, gdzie większość stanowią uprzywilejowani, bogaci biali. Rasizm prezentują głównie w odniesieniu do jednej postaci, choć osób o różnym pochodzeniu etnicznym jest tutaj o wiele więcej. Starają się też pokazać przemiany w odbiorze i statusie osób nieheteronormatywnych czy presję rodziny wywieraną na zawodników różnych dyscyplin. A do tego wszystkiego wprowadzają wątek molestowania w sporcie – ale zamiast pokazać dramat relacji z molesterem, ponownie dramatyzują poprzez dziwne reakcje głównych postaci, jednocześnie sprawiając, że powaga tego przestępstwa okazuje się pominięta na rzecz „wielkiej” przemiany jednej z bohaterek.
Jednak mimo prawie samych zarzutów, z których składa się ta recenzja, serial wciągnął mnie na tyle, że obejrzałam go w dwa dni. Może dlatego, że gdybym nie miała tak wysokich oczekiwań, to sama teen drama z lodowiskiem i traumą w tle i tak by mi się spodobała. Spinning out nie jest wybitnym serialem, ale potrafi pochłonąć uwagę – nie jednak jako dramat sportowy, a jedynie opowieść ze sportem jako pretekstem do zaczęcia filmowej opowieści.
0 komentarzy