Rok za rokiem (Years and Years) przemknęło cicho na ekrany platformy HBO GO (niestety!). Znowu zdałam się na przypadek i tym razem z zerowym pojęciem o fabule czy tematyce serialu (nie czytając nawet opisu), wcisnęłam „odtwórz”, zadowolona, że wrzucono już 2 z 6 odcinków tej miniserii. Nie mogłam wybrać lepiej. To była jazda bez trzymanki!
Spis treści
Rok za rokiem
Rodzina Lyonsów liczy sobie, póki co, 11 osób, choć jej skład osobowy bywa… zmienny. Co roku, zaczynając od 2019, sprawdzamy, co u nich słychać. Borykają się z codziennymi problemami, odkrywają swoje uczucia, swoją tożsamość, a wszystko to na tle dynamicznych przemian politycznych i ekonomicznych, które wpędzają ich po kolei w poczucie niestabilności i niebezpieczeństwa. A gdyby tak dołożyć do tego jeszcze uchodźców z Ukrainy, konflikt zbrojny między USA a Chinami oraz prędki rozwój inteligentnej technologii?
Zachowaj otwarty umysł
Znajdziecie tu wszystko to, czego konserwatywne produkcje unikają lub wprowadzają dosyć niezgrabnie. Pojawiają się zatem związki partnerskie oraz związki międzykulturowe, a więc i osoby o każdym odcieniu skóry, do tego kwestia gender, praw człowieka oraz niszczenia planety. Mamy tu nawet miejsce na samego Trumpa oraz jego damską (i brytyjską) wersję – bogatą celebrytkę, która pcha się do wyborów kontrowersjami (w tej roli genialna Emma Thompson). A wszystko to podane zostało z pewną dozą absurdu i dystansu.
Uśmiech!
Z rodziną dobrze wychodzi się nie tylko na zdjęciach. W zachowaniu kontaktu jej członkom pomaga nowoczesna technologia – wszystkie pokolenia są w stanie połączyć się w trakcie wspólnego oglądania wiadomości i wymieniać się uwagami, tak jakby siedzieli obok siebie. I choć nie wszyscy darzą się tutaj sympatią – najtrudniej o nią u seniorki rodu – są to niuanse, które wyciąga się z przemyślanych dialogów. Postaci okazują się wysoce zindywidualizowanymi jednostkami– ale gdy przychodzi do testów syntetycznej wódki, dają się jej porwać i potargać tak samo. Razem tworzą ciekawą mieszankę, lecz ostatecznie znajdują pole zrozumienia, po którym mogą wspólnie się poruszać.
Bum, bum, bum
Na uwagę zasługuje także strona wizualna i muzyczna serii. Dynamiczna ścieżka dźwiękowa Rok za rokiem atakuje idealnie tam, gdzie atmosfera się zagęszcza, bezbłędnie współgrając z montażem i tworząc wspólnie silnie oddziałujące sekwencje – a przynajmniej oddziałujące na mnie. Do tego pomysły z postępem technologicznym wkradają się w fabułę nagle, przypominając tym samym, że świat naprawdę pędzi w rozwoju. W tych fragmentach Rok za rokiem zyskuje charakter Black mirror, lecz takiego na dopalaczach i bez tej ciężkiej aury czyhającego zagrożenia – ono nie czyha, ono się tutaj po prostu staje, nie mając okazji zaciążyć czy skłonić do przerażającej refleksji. Ta bowiem nadchodzi dopiero po obejrzeniu odcinka – gdy wychodzi się na chwilę z ciągłej akcji.
W Rok za rokiem twórcy zrobili coś zarazem absurdalnego i nieabsurdalnego, genialnego i niegenialnego, śmiesznego i nieśmiesznego, poważnego i niepoważnego. To produkcja bardzo nieoczywista – choć określana dramatem, ma w sobie wiele z komedii, bo wszystkie konflikty w rodzinnych relacjach są umiejętnie rozładowywane. Niemniej wizja przyszłości, choć przecież fikcyjna, zdaje się zarazem prorocza. Wywoła zatem nie tylko śmiech, ale i ciarki.
0 komentarzy