Maniac – recenzja 1. sezonu – A gdzie tabletka dla widza?

j

Autor: Ola Woźniak

}

Data: 25 września 2018

Testowanie nowych leków na ludziach to motyw, który pojawiał się już wcześniej w różnych produkcjach telewizyjnych, chociażby w serialu Przyjaciele. Nowa propozycja od Netlfixa, o sugestywnym tytule Maniac, podchodzi do zagadnienia poważniej i traktuje ten element jako punkt wyjścia dla całej narracji. Potencjał jest, ale jak ma się teoria do praktyki?

Życiowe traumy są w cenie

Jeśli jesteś kłębkiem nerwów funkcjonującym w dziwnej, lekko futurystycznej rzeczywistości i masz za sobą ciężkie chwile, idź zaryzykować swoje życie i zdrowie w klinicznym eksperymencie. Zarobisz niemałe pieniądze, uporasz się z kryzysem osobowości (akurat to nic pewnego) oraz poznasz podobnych sobie desperatów, z którymi połączysz swój marny los. Pierwszym krokiem do normalności będzie oczywiście rozdrapanie wszelkich ran i rozciągnięcie bolesnych wspomnień do granic możliwości, ale spokojnie! Sztab specjalistów, z niepokojąco ludzkim komputerem na czele, w kolejnych etapach pomoże Ci rozpracować ból, aż w końcu osiągniesz stan oczyszczenia i wrócisz do społeczeństwa nieskazitelny niczym tabula rasa.

Maniac

Źródło: What’s on Netflix

Po drodze będzie kilka przystanków

Twórcy obiecali, że każdy etap serialu będzie prowadzony zgodnie z zasadami kina gatunkowego. Biorąc pod uwagę, że wybrali niezwykle ciekawy duet do realizacji tego szczytnego celu (Emma Stone i Jonah Hill), miałam ogromne oczekiwania. Mówiąc wprost, nastawiłam się na kinomańską ucztę – napięcie rodem z kina noir oraz brawurowe zwroty akcji właściwe dla produkcji z lat 80 – to wszystko wywnioskowałam na podstawie obiecującego zwiastuna i wywiadów z głównymi aktorami. Niestety, poza estetycznymi kalkami wizualnymi, nie udało mi się doświadczyć tej zakładanej na początku różnorodności.

Kolor to nie wszystko

Nie ma nic bardziej rozczarowującego od zawiedzionych oczekiwań, które jeszcze dzień przed seansem szybowały w przestworzach wyobraźni. Piękne, artystyczne obrazy muszą być wypełnione treścią, chociaż w połowie tak atrakcyjną, jak sama forma. Ekstrawaganckie wydmuszki już nie cieszą, świadomość widzów wzrosła na przestrzeni lat, a ja odnoszę wrażenie, że twórcy o tym nie pamiętają. Według mnie ktoś kiedyś zauważył, że walka z eskapizmem głównych bohaterów utworu jest przepisem na sukces i kolejne pokolenia filmowców odkrywają ten schemat na nowo.

Maniac

Źródło: Ready Steady Cut

Największy grzech? Nijakość!

Za antologiami przepadam. Lubię podążać za prędkimi (lub spokojnymi) zmianami fabularnymi, których celem bywa pokazanie często pewnej prawdy (albo zestawu prawideł) w sposób zróżnicowany. Maniac obiecywał zabrać mnie właśnie w takie podróże – do głębi ludzkiego umysłu kilkoma ścieżkami. Ja jednak, miast mierzyć się z ciężarem problematyki, mierzyłam się z atakami ziewania i parskaniem. Fakt, że lwia część wydarzeń ma miejsce w wyobraźni bohaterów, skłaniał mnie do snucia fantazji – w końcu wszystko w takim układzie jest możliwe! Kreowanie światów, nawet na podobieństwo tych rzeczywistych, biorąc pod uwagę różnicę epok, dawało twórcom niewyobrażalnie duże możliwości. Woleli oni jednak uderzyć w patetyczne struny i obarczyć swoje postaci nudnym brzemieniem nijakości – nawet w najbardziej intrygujących odsłonach.

Maniac

Źródło: Digg

Kino niezależne zbiera żniwa w postaci takich produkcji jak Maniac. Wszyscy mają chrapkę na smutne monologi nawet tam, gdzie zupełnie one nie pasują. Pośród feerii barw musi się znaleźć coś więcej niż pseudo manifesty wypowiadane z goryczą. Filmy i seriale artystyczne są pokłosiem wieloletnich zmagań filmowców i ich powstawanie to dobry znak, ale przerosty form nad treściami stają się zbyt częstym błędem w tej walce o udane kadry.

ZOBACZ TEŻ  The Kominsky Method – recenzja 1. sezonu – Jesień życia w Hollywood

DOŁĄCZ DO DYSKUSJI I SKOMENTUJ

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O autorze

Ola Woźniak

Hybryda Ally McBeal i Xeny. Nie ma prawa jazdy, bo, jak twierdzi, tylko Sokół Millennium wart jest wielu godzin mordęgi na placu manewrowym. Dobrego mema i szczeniaczki wyczuwa na kilometr.