Konserwatywne hiszpańskie miasteczko, tajemnica skrywana przez dziesięć lat, intrygujący gość i apodyktyczna, samozwańcza królowa rodu. Brzmi jak tykająca bomba, od której ktoś musi umrzeć.
Dramat rodziny Falcón
Ktoś musi umrzeć to hiszpańsko-meksykański miniserial stworzony przez Manolo Caro. W nowym dramacie występują między innymi Ernesto Alterio jako Gregorio, ojciec głównego bohatera. Samego aktora możecie kojarzyć z takich seriali jak Narcos czy Telefonistki. Ester Expósito- młoda, utalentowana aktorka, która zyskała dużą popularność, szczególnie wśród młodych, dzięki roli Carli w Szkole dla Elity. W produkcji Ktoś musi umrzeć wciela się w rolę Cayetany. W serialu występuje także Alejandro Speitzer czyli główny bohater- Gabino Falcón, meksykański tancerz baletowy- Isaac Hernández, jako Lázaro oraz Cecilia Suárez, wcielająca się w postać matki- Miny.
Na miejsca. Gotowi. Pal!
Po 10 latach spędzonych w Meksyku, do domu rodzinnego powraca Gabino. Nie przyjeżdża jednak sam, towarzyszy mu przyjaciel, tancerz Lázaro. Bliska relacja jaka łączy obu mężczyzn nie pozostaje obojętna dla społeczeństwa, pojawiają się plotki o ich rzekomym homoseksualizmie. W latach 50. w konserwatywnej Hiszpanii uchodziło to za okrutne wynaturzenie, a ludzie darzący uczuciem osoby tej samej płci zamykani byli w więzieniach i torturowani. Rodzice Gabino początkowo nie dopuszczają do siebie tej myśli i mają dla chłopaka zupełnie inne plany. Chcą połączyć dwa rody, w związku z tym syn miałby ożenić się ze śliczną Cayetaną. Sama zainteresowana początkowo stara się przypodobać przyszłemu narzeczonemu, szybko jedna lokuje swoje uczucia w nowo przybyłym tancerzu. Lázaro nie jest nią jednak zainteresowany, jak sam mówi, interesują go kobiety, nie dziewczynki. Doskonale się o tym przekonujemy obserwując rozwijający się romans między nim a matką Gabino. Mądrą i dobrą kobietą, którą wykańcza małżeństwo z sadystą i pewien stary list. Bieg wydarzeń prowadzi nas do finału. Cayetana to baczna obserwatorka, wie, kiedy rozpuścić plotki oraz jak manipulować słabszymi od siebie, tym samym dolewa tylko oliwy do ognia. W tle aktualnych wydarzeń rozbrzmiewają także represje polityczne w kraju oraz skrywana tajemnica. Kiedy wszystkie karty zostają odkryte a przed prawdą nie da się już uciec, rozwiązanie jest tylko jedno – ktoś musi umrzeć.
Czas to szybko skończyć
Z niecierpliwością czekałam na nowy hiszpański serial od Netflixa, bowiem wszystkie które od tej pory obejrzałam zdecydowanie przypadły mi do gustu. Szczególnie serial o podobnej stylistyce i tematyce co omawiana nowość- Telefonistki. Sam etap promocyjny, pierwsze trailery, zdjęcia cieszyły się dużym zainteresowaniem na Instagramie, także moim. Wiązałam zatem z Ktoś musi umrzeć spore oczekiwania. Czy ostatecznie się zawiodłam? Tak i nie. Widać, że produkcja została dopracowana w najmniejszych szczegółach. Kostiumy oraz scenografia doskonale wprowadzają widza w nastrój lat 50. Sama fabuła okazała się być równie interesująca, bez problemu można wczuć się w realia panujące w tamtych latach w Hiszpanii oraz problemy poszczególnych postaci. Minusem jest jednak fakt, iż powstały tylko trzy odcinki. Widz zdąży wczuć się w bieg wydarzeń, poznać bohaterów, zdecydować z którymi sympatyzuje a z którymi nie i… koniec. Myślę, że jeden dodatkowy odcinek absolutnie rozwiązałby ten problem. Sama nie lubię bezsensownego rozciągania i komplikowania fabuły, jednak tutaj brakowało właśnie odrobiny dodatkowego czasu. Zostało pięć minut do końca serialu i nagle wszyscy zaczynają do siebie strzelać. Miałam poczucie, jakby musieli się szybko pozabijać, żeby tylko zdążyć przed zakończeniem. Ostatecznie okazało się ono dość dziwne i bezsensowne, a szkoda.
0 komentarzy