Jedna z najświeższych produkcji Netflixa zaprasza na seans. Wystarczy rozsiąść się wygodnie na kanapie, koniecznie wziąć do ręki kieliszek wina i… Już nie żyjesz. Brzmi nieco dziwnie, prawda? Podobny dysonans poznawczy odczuwalny jest praktycznie nieustannie podczas oglądania nowego anglojęzycznego serialu. Gatunkowy mix podany w bardzo przystępny sposób w teorii wydaje się gwarancją sukcesu. Coś dobrego dla każdego. Do zabawy konwencjami widz zdążył się już jednak przyzwyczaić i nawet na tym polu ciężko kogokolwiek aktualnie zaskoczyć.
Półsłodkie dla żałobników
Już nie żyjesz to przede wszystkim opowieść o stracie i różnych sposobach na radzenie sobie z nią. Mąż Jen Harding (Christina Applegate) zginął w wypadku samochodowym. Sprawca tragedii uciekł z miejsca zdarzenia, a policja nie jest w stanie go znaleźć. Załamana żona zaczyna uczęszczać na spotkania grupy wsparcia dla osób, które utraciły bliskich. Tam poznaje Judy Hale (Linda Cardellini). Kobieta wkrótce staje się nie tylko jej przyjaciółką, ale także punktem zapalnym wielu przyszłych zdarzeń. Wyjątkowe w tym banalnym scenariuszu są elementy czarnego humoru oraz niesamowita naturalność. Żałoba nie przejawia się jedynie w ciągłym przelewaniu hektolitrów łez nad grobem zmarłego. Każdy człowiek przeżywa ją inaczej i to właśnie doskonale pokazuje serial.
Często ciężki i trudny temat śmierci okraszony jest „zdrową” dawką czarnego humoru. Żaden żart nie wydaje się przesadzony lub dla kogokolwiek krzywdzący. Autoterapia oparta na ciągłym dowcipkowaniu o tragedii jest już przecież czymś powszechnie spotykanym. Już nie żyjesz traktuje z przymrużeniem oka również skrajności, w które potrafi popaść człowiek w żałobie. Dlatego w serialu widoczne są, ujęte w zabawny sposób, elementy kryminału, „taniego” romansu czy produkcji detektywistycznej. Zastosowano również, jakże klasyczne, cliffhangery. W przypadku tego zabiegu trudno stwierdzić, czy było to kolejne odniesienie do kiczu, czy zwyczajnie najprostsza metoda na utrzymanie uwagi widza.
Półwytrawne dla oczekujących więcej
Już nie żyjesz od pierwszych minut seansu odsłania się przed widzem całkowicie. Pokazuje swoją formę, zdradza zamysł fabularny i nie stara się tworzyć tajemnicy dotyczącej rozwoju wydarzeń. Scenariusz serialu jest niezwykle prosty i to właśnie w tym tkwi cała pomysłowość. Twórczyni serialu, Liz Feldman, wyraźnie zaznacza swoją koncepcję na fabułę. Nie liczy się historia sama w sobie, ale sposób, w jaki się ją opowie.
Już po pierwszych odcinkach wiadomo, kto jest za co odpowiedzialny, jakie konsekwencje przyniosły działania poszczególnych osób. Jednak wszystko to, co dzieje się dookoła głównego wątku fabularnego, widz poznaje razem z bohaterami serialu. Już nie żyjesz stanowczo sprzeciwia się „tradycyjnej” konwencji produkcji z tzw. małego ekranu. Pomimo sprytnego i efektownego wymieszania gatunków, nie okazuje się jednak niczym zaskakującym lub niezwykle ujmującym. Pozwala na oderwanie się od sztampowego podejścia do tragedii, jaką jest utrata bliskiej osoby, ale… nic poza tym. Bardziej wymagający odbiorca nie odnajdzie w serialu nic, czego już wcześniej nie widział, co w jakiś szczególny sposób zapadłoby w pamięć. Pod tym względem produkcja bardzo przypomina Turn Up Charlie, którego recenzję znajdziecie TUTAJ.
W kilku słowach o Już nie żyjesz – dobry na wieczorne odprężenie, gdy na analizowanie nikt nie ma już siły.
Wytrawne warto łączyć ze słodkim
Jedno jest pewne – z kieliszkiem wina w ręce (jak i główne bohaterki) można oglądać na ekranie wspaniały aktorski duet kobiecy. Christina Applegate i Lina Cardellini uzupełniają się idealnie, chociaż ich role są skrajnie różne. Zagubiona w swoim własnym życiu Judy staje się jedynym oparciem dla zwykle niezłomnej i pewnej siebie Jen. W pewnym momencie granice charakterów tych dwóch postaci zacierają się, a na pierwszy plan wychodzi schemat „akcja-reakcja” względem kolejnych wydarzeń. Jest on prowokatorem coraz to dziwniejszych i bardziej komicznych epizodów.
Aktorki ratują wszelkie niedociągnięcia serialu. Odwzorowują wszelako pojmowaną naturalność ludzkich odruchów, nie idealizują podejmowanych decyzji, nie starają się umoralniać nikogo, w tym siebie. Wyraźnie odczuwalna „chemia” między nimi dodatkowo wzmacnia uczucie przywiązania do bohaterek Już nie żyjesz. Całość tworzy wrażenie rozmowy dwóch najlepszych przyjaciółek na temat życia, w której widz ma przyjemność uczestniczyć.
Już nie żyjesz to lekka produkcja na zimniejsze, wiosenne wieczory. Wyraźnie skierowana bardziej do kobiet, dlatego jest to idealna okazja do „babskiego” spotkania przy butelce (lub też dwóch!) dobrego wina. Mimo wyraźnych prób twórczyni serialu, niestety nie można o nim powiedzieć niczego wyjątkowego lub odkrywczego. Dzieje się tak z jednego powodu – zapewnia wyłącznie prostą przyjemność płynącą z samego seansu i jego towarzyskiej otoczki.
0 komentarzy