Turn Up Charlie – recenzja 1. sezonu – Problemy rodzinne w imprezowym raju

j
}

Data: 20 marca 2019

Idris Elba niejedną ma twarz. Aktor kojarzony głównie z roli detektywa Luthera, tym razem postanowił wcielić się w postać podstarzałego, ale wciąż bardzo charyzmatycznego DJ-a. Turn Up Charlie to lekki, komediowy serial produkcji Netflixa. Jego głównym wątkiem nie jest tworzenie muzyki klubowej pokazane „od kuchni”, ale przede wszystkim relacje międzyludzkie. Wszystko okraszone szaleństwem, nieustającą zabawą, odrobiną używek z domieszką problemów osobistych i rodzinnych. Pozorny chaos układa się ostatecznie w coś, co potrafi zaskoczyć sceptycznie nastawionych do serialu niedowiarków.

Przede wszystkim dynamizm

Turn Up Charlie z pewnością nie jest produkcją, która w jakikolwiek sposób nudzi. Częste zmiany scenerii, energiczny montaż dostosowany do rytmu skocznej muzyki oraz różnorodność kadrów w poszczególnych scenach doskonale współgrają ze żwawo rozwijającą się fabułą. Nie ma tutaj miejsca na zaczerpnięcie głębszego oddechu, chwilę zadumy nad danym wydarzeniem. Od początku wiadomo, że trzeba „dać się ponieść” historii, rozluźnić wszystkie mięśnie i zwyczajnie uczestniczyć w niej na bieżąco.

tuc 2 min 1
Źródło: Netflix

Naprawdę rzadko zdarza się, żeby serial był tak pełen życia, pomimo tego że pojęcie realizmu jest w nim potraktowane bardzo względnie. Widoczne w nim przerysowanie jest przyjemne i wciągające, w najmniejszym stopniu nie zahacza o kicz, którego można było się spodziewać. Wrażenie to dodatkowo podbija jaskrawa kolorystyka. Turn Up Charlie wypracowuje swój własny styl i trzyma się go konsekwentnie do samego końca. Odcinki trwają zaledwie pół godziny, dlatego żaden wątek nawet nie ma szansy na to, żeby zanadto się wydłużyć. Jeżeli imprezowa atmosfera udzieli się zbyt mocno, wystarczy mrugnąć, a przed oczami znowu pojawi się napis „następny odcinek”.

Coś więcej niż zabawa

Udział w komediowej produkcji Netflixa musiał być dla odtwórcy roli Charliego (Idris Elba) wyjątkowym przeżyciem. Aktor nie tylko spełnia się w swoim zawodzie, ale również w życiu prywatnym oddał się muzyce. Można powiedzieć, że pod pewnymi względami gra on w serialu… samego siebie. Nic więc dziwnego, że wykreowana przez niego postać jest tak autentyczna. Charlie to gwiazda jednego hitu, niespełniony artysta, który swój żywot opiera na kłamstwach opowiadanych rodzicom z wygodnej kanapy ciotki. Za sprawą przypadku odnawia swoje relacje z przyjacielem z dzieciństwa Davidem (JJ Felid). W ramach koleżeńskiej przysługi zostaje niańką jedenastoletniej Gabby (Frankie Hervey) – bardzo rezolutnej, a przez to też przemądrzałej i złośliwej dziewczynki. W niebyt odpowiadającej mu pracy Charlie widzi jednak szansę na rozwój swojej obumarłej już kariery muzycznej. Matka dziecka (Piper Perabo) jest przecież niezwykle popularną DJ-ką. Motywacje wszystkich bohaterów nie są jednakże tak płytkie, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.

ZOBACZ TEŻ  Oni tak szybko dorastają - Recenzja Stranger Things 3
tuc 3 min
Źródło: IMDb

Między opiekunem i małą Gabby tworzy się niezwykle silna więź. Wiecznie zapracowani i nieobecni w życiu dziecka rodzice to jeden z powodów, przez który dziewczynka zaczyna traktować Charliego jak własnego ojca. Wszyscy zostają w pewnym momencie postawieni przed trudnym wyborem – rodzina albo kariera. Zachowanie córki jest również dowodem na to, że stosowanie nowoczesnego modelu wychowania ze znaczącym udziałem behawiorysty oraz zastępowanie rodzicielskiego zaangażowania drogimi prezentami, może być zgubne w skutkach. Turn Up Charlie nie koloryzuje świata, przedstawia go bardzo naturalnie, co dodatkowo podkreślają wielowymiarowe postacie. Produkcja jest swego rodzaju krytyką nowoczesnego podejścia do życia. Pomimo pozytywnego i humorystycznego spojrzenia na nie, może okazać się bowiem niezwykle gorzkie w smaku.

Charlie zaprasza na parkiet

Turn Up Charlie okazał się bardzo dużym zaskoczeniem, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Delikatnie zarysowany scenariusz pozwala aktorom na wykreowanie swoich postaci tak, jak tylko mają na to ochotę. Dzięki temu dosłownie każda rola odegrana jest w bardzo autentyczny sposób. Na ekranie pojawiają się bohaterowie z różnych środowisk, o innych wiarach, poglądach, a jednak udaje im się stworzyć perfekcyjnie funkcjonującą całość. Produkcja Netflixa oddziałuje na wiele zmysłów widza – w uszy wpadają chwytliwe sample, po oczach biją jaskrawe kolory.

Pomimo bardzo jawnego przekazu, który płynie z Turn Up Charlie, nie trzeba czuć się zobowiązanym do odbierania go w jakikolwiek konkretny sposób. Po seansie można być zarówno smutnym, jak i pełnym wigoru i pozytywnej energii. Doskonale podsumowuje to jedno słynne zdanie: There’s no business like show business.

DOŁĄCZ DO DYSKUSJI I SKOMENTUJ

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O autorze

Joanna Kowalska

Fanka i pasjonatka kinematografii, wielbicielka muzyki oraz serialowa łowczyni. Najbardziej przemawiają do niej tematyki kryminalne, psychologiczne, socjologiczne i fantastyczne. Na co dzień obcująca z literaturą i tekstem studentka, dla której zarówno wielki, jak i mały ekran, to nie tylko źródło rozrywki, ale przede wszystkim kopalnia wiedzy i inspiracji.