David Haller powrócił w finałowej odsłonie najbardziej niezwykłego serialu opartego o komiksy Marvela. Czy i tym razem Legion nas zaskoczył?
Spis treści
Kłopotów ciąg dalszy
Trzeci sezon stanowi bezpośrednią kontynuację poprzedniego. Po ujawnieniu mroczniejszej strony Davida (Dan Stevens), dawni przyjaciele łączą siły z jego wrogami, wierząc, iż jako najpotężniejszy mutant, doprowadzi do zagłady świata. Jednakże w pierwszych odcinkach po gniewie protagonisty nie ma ani śladu. Zmuszony do ucieczki David, znalazł bezpieczne miejsce, w którym otoczył się gronem hipisowskich wyznawców. Bohater stał się zupełnie wyluzowany, oddaje się medytacji i tłumaczy swoim podopiecznym, że miłość to jedyny sposób na wyzwolenie dla zmęczonych dusz.
Pierwszy odcinek w dużej części skupia się na wprowadzeniu nowej mutantki zwanej Switch. Przez około 20 minut widz obserwuje przedziwną podróż bohaterki do komuny Davida. Nie trafia tam naturalnie bez przyczyny, gdyż Switch posiadła zdolność przemieszczania się w czasie i przestrzeni. Wprowadzono więc do serialu wątek podróży w czasie, który okazuje się jednym z najistotniejszych. Tym samym i Noah Hawley zagmatwał jeszcze bardziej scenariusz, w którym już w poprzednich sezonach było mnóstwo niedopowiedzeń.
Co w duszy piszczy
Podoba mi się, jak Legion w trzecim sezonie podchodzi do ukazania moralności bohaterów. Jasne, dotychczas także zdarzały się dwuznaczne sytuacje, lecz cały czas podkreślano, komu odbiorca powinien kibicować, a kogo się bać. Tym razem w tej kwestii zostało zasiane ziarno wątpliwości. Chociaż David początkowo jest przedstawiony jako ostoja spokoju, ten stan rzeczy się kwestionuje. Z drugiej strony mamy byłych towarzyszy Hallera, którym w teorii przyświecają słuszne intencje. Tyle że gorzej już z samymi działaniami, a one niekoniecznie przedstawiają się tak dobrze. Sprzymierzenie się z Faroukiem (Navid Negahban) to tylko wierzchołek góry lodowej.
Jeśli chodzi o rozwój postaci, ciekawie prezentuje się Syd (Rachel Keller). Po dotychczasowych wydarzeniach postanawia ona skupić się na realizacji swoich celów i w pełni poświęca się powstrzymaniu zagłady. Wprawdzie ciężko zarzucić, że daje z siebie wszystko dla wyższego dobra. Determinacja jednak zmienia się w bezwzględność, która podsyca to, co złe w Davidzie. Jednocześnie, Sydney zupełnie wypiera dobrą stronę bohatera, co już takie słuszne nie jest.
Wszyscy jesteśmy rodziną
Tym bardziej że tym razem portret protagonisty zostaje nakreślony od rodzinnej strony. W końcu więcej czasu zyskują rodzice Davida, a przede wszystkim debiutujący w serialu Charles Xavier. Tym razem w Profesora X wcielił się Harry Lloyd. Z zupełnie innej strony patrzy się przez to na dotychczasowe losy mutanta. Otrzymujemy obraz chłopca porzuconego przez rodzinę, któremu zabrakło życiowej podpory w trakcie dorastania. Może i popełnił liczne błędy, ale nie miał nikogo, kto mógł je wytknąć i naprostować na dobrą ścieżkę. Czy nie powinien otrzymać więc drugiej szansy?. Oczywiście, że tak i o tym jest tak właściwie Legion. Pod zasłoną szaleństwa i narracyjnych udziwnień kryje się stosunkowo prosta fabuła. To ciepła historia o tym, że każdy zasługuje na odrobinę szczęścia i ciepła ze strony drugiego człowieka, w tym najbliższej rodziny. Dwa ostatnie odcinki znakomicie zbudowały relację ojciec–syn, choć panowie świeżo się poznali. Niezwykle satysfakcjonujące okazało się również przewrotne zakończenie. Tylko serial pokroju Legionu mógł pozwolić, by zamiast finałowego starcia dobra ze złem przedstawić spokojną rozmowę, uczłowieczającą antagonistę i godzącą strony ze sobą (a wszystko to ze śpiewaniem Pink Floyd w tle). Dowodzi to, że terapia Davida w rzeczywistości nie skończyła się po opuszczeniu zakładu psychiatrycznego, a trwała przez cały serial. Dopiero finalnie bohater osiągnął wewnętrzny spokój i spełnienie, co w sumie spięło całość bardzo ładną klamrą.
Zresztą, nie zdradzając za wiele, inni również otrzymali swoje szczęśliwe zakończenia. Ponownie zaakcentowano, że czasami każdemu z nas potrzebna jest druga szansa.
Po prostu kosmos
Nie będę się rozpisywał na temat realizacji Legionu, bo ci, co widzieli poprzednie odcinki, zdążyli już się przyzwyczaić, że mamy do czynienia z absolutną serialową czołówką. Co rusz widzimy perfekcyjne ujęcie, aż proszące się o stopklatkę i powieszenie na ścianie, niczym dzieła sztuki. Nic nie można również zarzucić specyficznemu montażowi oraz hipnotyzującemu soundtrackowi, na który składają się zarówno kompozycje Jeffa Russo, jak i mnóstwo licencjonowanych utworów.
Twórcom udało się jednak wejść na jeszcze wyższy poziom kreatywności i przy każdym odcinku łapałem się za głowę, widząc, jak niesamowite rzeczy dzieją się na ekranie. Niech za przykład posłuży szósty epizod, gdzie niemal przez cały czas oglądamy backstory Syd przedstawione w formie baśni o złym wilku w industrialnych realiach, a zwieńczonej… bitwą na rapowanie. Co rusz natykamy się na mniejsze smaczki stanowiące wspaniałe popisy ekranowej estetyki. Widać, że nad serialem pracowali ludzie, którzy kochają kino i bawią się tym, jaki artyzm można wprowadzić do pozornie kolejnej adaptacji komiksów Marvela.
Koniec podróży i co dalej?
Trzeci sezon Legionu to świetne zakończenie jednego z najciekawszych seriali ostatnich lat. W porównaniu z innymi produkcjami historia nie była zbyt długa, lecz Noah Hawley konsekwentnie prowadził opowieść i zamknął ją idealnie tam, gdzie należało, więc nawet te fakt, że ostatnia seria składa się tylko z ośmiu odcinków, zupełnie mi nie przeszkadza. Myślę, że Legion może zostać zapamiętany jako pewien symbol na polu seriali komiksowych. Wszak w ostatnich miesiącach Disney przejął aktywa FOXa (w tym prawa do postaci z X-Men), a kolejne seriale oparte o komiksy Marvela najpewniej ukażą się tylko na platformie Disney+ – w założeniu najbardziej przyjaznym dla rodzin portalu streamingowym. Możliwe więc, że zabraknie miejsca na aż tak eksperymentalny tytuł, jak Legion. Obym się mylił, bo seria o terapii Davida Hallera dobitnie pokazała, że nawet w mainstreamowych uniwersach tkwi potencjał na wybitne produkcje, mogące się równać z najambitniejszymi pozycjami.
0 komentarzy