Czego się spodziewałam? Na pewno tego, co już znam. Liczyłam na w miarę lekki komediodramat o telewizyjnym bohaterze dzieciaków, który ma dość szczerzenia się na ekranie. Nie mogłam się bardziej pomylić. Kidding jest serialem po prostu niepowtarzalnym i d o s k o n a ł y m pod każdym względem.
Główną postacią w Kidding jest Jeff, rozpoznawalny jako Pan Pickles, czyli prezenter pojawiający się w dziecięcym programie telewizyjnym od blisko 30 lat. Bohater zyskał ogromną sławę oraz stał się autorytetem dla kolejnych pokoleń widzów. Jednak traumatyczne przeżycie wywraca jego idealistyczne postrzeganie świata, przez co nie potrafi się on już w pełni odnaleźć w roli mentora sypiącego mądrościami i przypowieściami jak z rękawa. Wpłynie to nie tylko na rzeszę jego fanów, ale i na wszystkie bliskie mu osoby.

Źródło: HBO
Mocne tematy
Niesamowite, ile wątków twórcy zdołali zmieścić w 10 odcinkach po 30 minut każdy. Tabu goni tabu. Traumy gonią śmiertelne choroby. Inni gonią swoje maskotkowe ogony, gubiąc się w ciągłym wirowaniu, od którego kręci się tylko w głowie. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że nic nie zostaje przedstawione w sposób oczywisty. Znane schematy nie tyle odwrócono, co wywrócono na druga stronę i pokazano od boku. Tym samym serial okazuje się nieprzewidywalny.

Źródło: Showtime
Nikt się tu nie tapla w wacie cukrowej wzniosłych ideałów, wręcz odwrotnie: twórcy zderzają idealizm z rzeczywistością (także rzeczywistością przemysłu medialnego i gadżeciarskiego). W tej produkcji nie ma więc miejsca na cukierkowe motywy. Bywa erotycznie, brutalnie, zagadkowo, niezrozumiale, oburzająco – zwłaszcza gdy z zupełnie innej strony zostanie pokazana relacja między rodziną ofiary a rodziną oprawcy.
Sterując
Serial zachwyca także na poziomie technicznym, który ma swoje realne odbicie we wpływaniu na widza. Pewna jednoujęciowa scena z dopracowaną scenografią to filmowy majstersztyk (zobaczcie sami poniżej!). Mistrzowskie operowanie światłem wespół ze ścieżką dźwiękową spowodowało u mnie niejednokrotnie ciarki. Oto w kilka sekund byłam w stanie znaleźć się głęboko w głowie głównego bohatera, przeżyć z nim krótkie załamanie, a następnie wyjść z niej zupełnie odmieniona. Ba, radosna! Poza tym pełno tutaj celnych metafor – słownych oraz wizualnych, lecz to te drugie mają o wiele większą moc. Zdecydowanie – Kidding weszło na najwyższy poziom w emocjonalnym sterowaniu i opowiadaniu obrazem, gdzie każdy kolor i odcień ma znaczenie.
Rola życia
Jim Carrey bierze na barki rolę ciężką, której kilogramów dodaje jego komediowa przeszłość – jak jej podołać bez krzty fałszu, bez echa ironii, z którą kojarzy się przecież publiczności? Kluczem okazuje się tutaj niezwykła dojrzałość aktorska. Człowiek znany z Maski odnajduje się fenomenalnie w klimacie do niej całkiem odwrotnym, swojej twarzy w tym wypadku używając jak zwierciadła każdego, nawet drobnego, emocjonalnego stanu. Szczególnie polecam Waszej uwadze sceny z udziałem serialowego Jeffa i jego ojca – to napięcie, ten ładunek uczuć! Mam wrażenie, że odkryłam w Jimie talent na nowo. Oskara dla tego pana, proszę! Nie żartuję.
I nie skłamię, mówiąc, że cała obsada została dobrana idealnie. Chemia między bohaterami jest. I działa.

Źródło: HBO
Serial Dave’a Holsteina niewątpliwie ma moc zmieniania perspektywy w patrzeniu na otaczającą nas rzeczywistość, a do tego w wątpliwość poddaje wypracowane metody w radzeniu sobie z trudnymi sytuacjami. Kidding to obowiązkowa pozycja dla każdego serialoholika, któremu niestraszne są zmetaforyzowane fabuły z drugim dnem. Porażający, pouczający, mocno refleksyjny – tymi określeniami najtrafniej można podsumować te 5 godzin seansu. Całe szczęście, że powstanie kolejny sezon!
0 komentarzy