Na pewno każdy przynajmniej kojarzy jakiś skandynawski kryminał, czy to w wersji książkowej czy ekranowej. Nieco duszny, mroczy klimat, wieczna, wydawałoby się, zima i nieuchwytny morderca. Była Lisbet Salander, był komisarz Walander, a teraz jest Sofia Karppi z finlandzkiej policji.
„Poliisi!”
Na budowie nowoczesnego osiedla, mającego dzięki najnowszym technologiom stać się całkowicie niezależnym energetycznie, zostaje znalezione ciało. Ofiarą morderstwa padła Anna Bergdahl, która przed śmiercią współpracowała z firmą będącą głównym inwestorem i wykonawcą owego osiedla. I jak to bywa ze skandynawskimi kryminałami: im dalej w las, tym ciemniej. Chociaż na początku sprawa wydaje się niemal banalna, z czasem okazuje się, że prowadzi do odkrycia spisków na najwyższych, państwowych szczeblach lub przynajmniej wielkiego spisku, misternie tkanego od wielu lat.
Sprawą zajmuje się dwoje detektywów – Sofia Karppi oraz Sakari Nurmi. Pierwsza z nich od lat działa w policji, jednak teraz zmaga się z żałobą po stracie męża. Drugi natomiast został świeżo przeniesiony z dochodzeń finansowych. Karppi, jak przystało na niezależną policjantkę, chodzi własnymi ścieżkami, a nowy partner w sprawie wydaje się jej bardziej przeszkadzać niż pomagać. Widzimy więc dość znany schemat, jednak nie sposób mu niczego zarzucić.
Mroczna ojczyzna muminków
Karppi, oryginalnie zatytułowane Deadwind, to typowy nordic noir, czyli coś wspaniałego dla fanów skandynawskiego kryminału, jednak swoją historią raczej nikogo nie porwie ani nie zaskoczy. Serial był pierwotnie emitowany w telewizji, co czuć – nie okazuje się tak kontrowersyjny, jak proza Larssona, ale też nie uległ też zbytniemu ugrzecznieniu. Przypomina mi seriale, które kiedyś leciały np. na TVP – zbyt unikatowe na TVN, ale nie dość porywające na HBO. Unikatowe, bo w końcu Finlandia z jej przedziwnym językiem i kodami kulturowymi, a nie dość porywające, bo jednak przez pierwsze odcinki przyjdzie nam się trochę wynudzić, kiedy śledczy będą bez większego ładu kręcić się wokół podejrzanych i mieszać palcem w poszlakach.
Trzeba jednak przyznać, że gra aktorska w Karppi stoi na dość wysokim poziomie, chociaż Pihla Viitala kradnie każdą scenę. Jej bohaterka może nie jest zbyt oryginalna na tle innych pojawiających się w mroźnych kryminałach, jednak nadal okazuje sięna tyle sympatyczna, żeby nie znudzić. Poza tym odważnych kobiet na ekranach nigdy za wiele.
Karppi nie jest serialem odkrywczym ani zaskakującym. To raczej taki średniak, którego zdecydowanym atutem stał się zimowy klimat, a największą wadą długie i skomplikowane finlandzkie nazwy. Serio, nazwy osiedla, gdzie znaleziono ciało nawet nie zdążyłam przeczytać, ale długością odpowiadała połowie naszej konstantynopolitańczykiewiczówny. Niemniej Karppi to solidny serial, który świetnie pomoże zrelaksować się po pracy czy zajmie czas w wolny weekend. Nie jest to pozycja skłaniająca do wykupienia abonamentu na Netflixie, ale wciąż wydaje się być jedną z ciekawszych pozycji w jego ofercie.
Karppi to mój ulubiony Netflixowy serial. Świetnie ukazane postacie. Nie tylko ich praca, ale także życie codzienne, problemy i sprawy osobiste z którymi się zmagają, jak każdy z nas. Nurmi- genialny. Karppi- tak samo. Niesamowity klimat serialu. Uwielbiam!
recenzja przydatna, zwłaszcza że rzeczywiście początek pierwszego jest trochę mało konkretny. Tylko jak na autorkę-antropolożkę dziwne jest używanie (nieistniejącego) określenia „finlandzki”, To co z Finlandii, jest fińskie. Jak fiński, a nie finlandzki nóż .