Cowboy Bebop od Netflixa to głośnia adaptacja, której premierowe odcinki pojawiły się na platformie 19 listopada 2021 roku. André Nemec i Christopher Yost, główne osoby odpowiedzialne za rozwój serialu twierdzili, że mają wielkie ambicje na zrobienie naprawdę udanego show. Sprawdźmy, jak sobie poradzili z tą niezwykle popularną serią.
Spis treści
Wprowadzenie
Czym jest Cowboy Bebop
Cowboy Bebop to anime studia Sunrise, które zostało wyprodukowane w 1998 roku. Jest one mieszanką takich gatunków jak: wyborny noir, pełen pościgów western, sci-fi czy stara dobra postapokalipsa. Warto dodać, że Cowboy Bebop to wszech idący obraz popkultury, gdyż czerpie garściami z wielu popularnych motywów i elementów ukształtowanych na przestrzeni lat. Nawet każdy tytuł odcinka to w istocie tytuły prawdziwych utworów muzycznych.
TŁO FABULARNE
Cała akcja dzieje się w latach 70. XXI wieku, kilkadziesiąt lat po wielkiej katastrofie międzygwiezdnych wrót, których awaria spowodowała zniszczenia księżyca. Spadające odłamki księżyca doszczętnie zrujnowały ziemię, zabijając miliardy ludzi. Ci, którzy przeżyli katastrofę, pozostali na ziemi chroniąc się pod powierzchnią przed deszczem meteorytów albo wyemigrowali na inne planety, by znaleźć dla siebie nowy dom.
Fabuła
Cowboy Bebop opowiada o czterech bohaterach, wchodzących w skład załogi starego rybackiego statku Bebop. Jedyną rzeczą scalającą ze sobą załogę jest tak naprawdę pragnienie zdobycia pieniędzy za złapanie przeróżnych przestępców, widniejących na listach gończych. Choć sam serial nie skupia się tylko i wyłącznie na pościgach za przestępcami, ponieważ w międzyczasie trwania serialu poznamy, co nieco o przeszłości każdej z postaci. Przeszłość i teraźniejszość dla większości członków załogi są dwoma odległymi punktami, których nie sposób jest dosięgnąć przyszłościową technologią. Pozostają oni odwróceni do teraźniejszości, a zwróceni na wiecznie niedostępną przeszłość. Żyją w niejakiej stagnacji czasowej otoczeni przez nieskończoną przestrzeń kosmiczną.
Bohaterowie
Wiele postaci zostało zainspirowanych przez utrwalone wzorce, które często pojawiają się w rozrywce mediowej. Szczególnie to widać w głównych bohaterach serialu.
Faye jest zmysłową oszustką, która swoim wdziękiem może oskubać z kasy nie jednego faceta. Trochę jak femme fatale i uwodzicielska złodziejka. Jet to były glina i człowiek z zasadami. Mimo że doświadczył kilka naprawdę ciężkich ciosów w życiu, wciąż kurczowo trzyma się swoich zasad i nie ulega złu. Można powiedzieć, że jest jak dobry glina. Spike to tragiczny anti-hero idący swoją własną drogą i moralnością. Choć przez długi czas był członkiem organizacji przestępczej, to jego osobowość pozostaje niewzruszona na zepsucie. Niesamowicie utalentowana nastoletnia hakerka z ziemi, która przedstawia się jako Edward Wong Hau Pepelu Tivrusky IV wydaje się być tutaj jedyną neutralną postacią, którą ciężko byłoby przypiąć utarte cechy. Zaskakuje praktycznie w każdej scenie swoją ekscentrycznością.
Oprócz głównych bohaterów, mamy jeszcze Julie i Viciousa, głównego antagonistę. Vicious to brutalny, bezwzględny zabójca i wysoko postawiony członek syndykatu. W dużym stopniu przypomina schematem typowego psychopatycznego złoczyńcę. Z kolei Julia, której nie ma za dużo w anime, przyjmuje rolę dziewczyny niosącej zgubę. Rasowa femme fatale, ale nie niesie zguby z premedytacją. Przypomina archetypem Helenę trojańską z tą różnicą, że nie pozostaje bierna losowi.
No dobrze znając podstawy, przejdźmy teraz do analizy adaptacji.
Cowboy Bebop od Netflixa – Analiza adaptacji
Jak myślicie, co jest potrzebne do udanej adaptacji? Według mnie kluczową rolę ma tutaj atmosfera budowana poprzez muzykę, scenografię i efekty specjalne oraz oczywiście główni bohaterowie. W dobrze zrobionej adaptacji zachowana jest podobna atmosfera, a główne postacie z pierwowzoru są bardzo dobrze odwzorowane. Jak to się ma do produkcji Netflixa? Zacznijmy od atmosfery:
Czy adaptacja ma w sobie bluesa?
Nie da się ukryć, że za wspaniałą atmosferą płynącą z kosmicznego kowboja stoi świetna oprawa muzyczna. To ona wbija nas w odpowiedni rytm do przeżycia przygód razem z naszymi łowcami nagród. Większość tych cudownych melodii, które słyszymy w międzyczasie akcji zostały skomponowane przez Yoko Kannno i jej zespół Seatbelts. Netflix w tym aspekcie dosyć dobrze się spisał. Jazz, blues, country, funk, hard rock, a nawet muzyka elektroniczna szły nieustannie za naszymi bohaterami w akompaniamencie. Dobrą decyzją było wykorzystanie piosenek z pierwowzoru, pomogły one w nadaniu odpowiedniej atmosfery. Oczywiście Netflix dorzucił również swoje piosenki, jak na przykład piosenkę Julie, która całkiem dobrze wpasowała się do całokształtu produkcji. A co w takim razie ze scenerią i efektami, czy są równie dobre jak oprawa muzyczna?
Kosmiczny western
W animacji przedstawiony świat budzi zachwyt. Ciężko jest nie wciągnąć się w niego, gdy widzimy, jak nasza załoga, co rusz podróżuje w różne miejsca, odsłaniając nam dzięki temu coraz to pełniejszy obraz cywilizacji tych czasów. W przypadku live action budżet i osoby od efektów specjalnych zrobiły swoje. Cowboy Bebop od Netflixa ma świetnie wykreowany świat i zadowalające efekty specjalne. Widać to już w pierwszych odcinkach, gdy Spike wylatuje swoim ukochanym statkiem Swordfish ll albo gdy Jet korzysta z międzygwiezdnych wrót. Jednakże na tym zalety adaptacji się kończą.
Bohaterowie adaptacji
Patrząc na podstawie tego, że najważniejsze postacie zostały zaczerpnięte z amerykańskich produkcji, wydawać by się mogło, że odtworzenie w dobrym guście głównych bohaterów będzie najłatwiejszym zadaniem. Jednakże co jest bardzo zaskakujące właśnie na tym polu polegli. Julia, Vicious i Faye, to totalna abominacja i nieporozumienie.
Vicious został zmasakrowany równie potwornie, jak Light z Death Note’a. Nie bez powodu te dwie postacie wzbudzają w nas takie zainteresowanie. Każda z tych postaci sama z siebie robi rzeczy, które robi i to jest głównym powodem, dlaczego są tak dobre. Light z Netflixa jest pokrzywdzonym chłopcem, który mści się na zbrodniarzach. W anime jego własne idee, inteligencja i arogancja pchają go do korzystania z notatnika i to jest ciekawe. O Viciousie z anime nie wiele wiemy, ale nic nie wskazuje na to, że robi coś wbrew własnej natury. Zaś w adaptacji cała jego natura i czyny są wytłumaczone okropnym ojcem. I w sumie ten pomysł sam w sobie nie jest zły, ale gdy taki Vicious zachowuje się jak popsuty, rozwydrzony i niedojrzały facet, to już mamy ogromny problem.
Faye Valentine też kiepsko wyszła. Nie ma ona zachowanej nawet jednej cząstki swojej osobowości. Brakuje jej klasy, sarkazmu i czarującej osobowości. Głupie teksty i niedojrzałość to dwie charakterystyczne cechy nowej śpiącej królewny. Ciężko mi było to oglądać, gdy co chwila psuła atmosferę swoim głupim zachowaniem.
Aktorka Julii to ogromny przestrzał. Julia była naturalnie piękna, a Elena Satine wygląda tanio i sztucznie. Jednakże nie jest to głównym problemem. To, co najbardziej boli to to, że jej rola zmienia się na gorsze. Julia w anime mimo wszystko była dobrą i oddaną postacią. W live action zrobili z niej nieciekawą zgubną kobietę, której brzydota duszy dopełnia wygląd aktorki.
Najbardziej się obawiałem, jak wyjdzie Spike, ale jak widać bezpodstawnie. Netflixowy Spike, co prawda jest nieco inny od tego z anime, aczkolwiek według mnie jest równie dobry. John Cho zrobił kawał dobrej roboty.
Jet Black to nie nasz Jet z animacji. Ten Jet ma córkę i jest po rozwodzie. Natomiast to nie ma znaczenia, gdyż nowy Jet też jest całkiem fajny. Tylko jedna scena związana z nim może naprawdę mocno irytować, ale to nie umniejsza jego nowego ciekawego wcielenia.
Radykalną Ed ciężko osądzić, gdyż pojawia się ona dopiero na końcu serialu.
To chyba wszystko, co można powiedzieć o adaptacji. Fabuła była nieco inna, ale mimo wszystko w większości przypadku była wierna źródłu. Przejdźmy zatem teraz do podsumowania.
Cowboy Bebop od Netflixa – Podsumowanie
Łącząc ze sobą udaną atmosferę i mało satysfakcjonującą adaptację postaci, czy można powiedzieć, że show odniosło względny sukces? Nie sądzę. Być może dla osoby niemającej styczności z animacją, będzie to w miarę w porządku produkcja. Niestety dla osoby obeznanej z anime to zdecydowanie za mało. Można zarzucić w moim osądzie, że za bardzo się skupiam na tym, by wszystko było tak, jak w anime. Jednakże tak nie jest. Nie mam problemu, że live action pójdzie w innym kierunku i bohaterowie będą zgoła inni, byleby wszystko było ciekawe i dobrze zrobione. Ghost in the Shell i Alita: Battle Angel są przykładem, że odchodząc nieco od pierwowzoru, można zrobić naprawdę świetne live action. Najwidoczniej przyjdzie nam jeszcze poczekać, za nim doczekamy się więcej udanych adaptacji.
Mam nadzieję, że recenzja wam się podobała i dajcie znać, jak waszym zdaniem wypadła adaptacja.
0 komentarzy