Tabula rasa jest belgijskim serialem kryminalnym, a zarazem thrillerem psychologicznym, który nie stroni od surrealistycznego obrazowania. To propozycja klimatyczna, umiejętnie wprowadzająca widza w paranoiczne stany. Co prawda im bliżej końca, tym całość staje się bardziej racjonalna – jednak co się nastrachałam, to moje.
Spis treści
Wypuśćcie mnie
Młoda kobieta – zwana przez rodzinę i przyjaciół Mie – po tajemniczym wypadku zaczyna mieć problemy z pamięcią. Poznajemy ją w szpitalu psychiatrycznym, w czasie przesłuchania prowadzonego przez mało sympatycznego, podstarzałego funkcjonariusza. Mie staje się główną podejrzaną w sprawie zaginięcia pewnego mężczyzny. Póki nie uporządkuje wydarzeń z przeszłości, nie dowie się, kim była dla poszukiwanego. Niestety, wspomnienia kobiety okazują się postrzępione, a jej silne emocje potrafią… wyzerować te, które zdoła już odzyskać. Obserwujemy więc drogę Annemie do zdrowia – i do oczyszczenia swojego dobrego imienia.
Tik-tak, piasek w klepsydrze się przesuwa
Metafory wizualne użyte przez twórców zostały dobrane idealnie – tak, by łatwym do odczytania był ich symbolizm. Przykładowo w tej warstwie filmowej motywem przewodnim sygnalizującym zanikanie pojedynczego wspomnienia bohaterki okazał się rdzawy piach. Już w czołówce serialu (ach, cóż za piękna muzyka!) odgrywa sporą rolę, świetnie podkreślając ulotność tego, co dzieje się w głowie chorej pacjentki. Natomiast o kruchości ludzkiego ciała przypomina ukazanie go jako rozbijającego się niczym porcelana.
Widzowie śledzą postępy Annemie na bieżąco, wchodząc poniekąd do jej głowy. Twórcy z kolei starają się wyeksponować obrazem skomplikowaną, pokawałkowaną psychikę głównej bohaterki. Mistrzowski pod tym względem jest odcinek ósmy, gdzie wystylizowane na teatralną, przerysowaną modłę wszystkie postaci pojawiają się po kolei jako potencjalni podejrzani, a główną bohaterkę zamknięto niby w klepsydrze jako asystentkę magika. Tik-tak, tik-tak, od jej działań zależy ludzkie życie… Czułam się jak podczas wizyty na zepsutej karuzeli w psychodelicznym cyrku. Dalej mam ciarki!
A co poza tym buduje napięcie w serialu? Wszelkie wydłużone ujęcia skierowane na przedmioty. Zapamiętajcie moje słowa, gdy pojawi się wisząca na ścianie wypchana głowa jelenia, poczujecie się obserwowani. Sposób prowadzenia kamery od dołu do frontu łba okaże się bardzo niepokojący. Gdzie nie staniecie, gdzie się nie przesuniecie, tak wrażenie, że oczy jelenia patrzą wprost na Was – pozostanie.
Pora na żonglerkę
Twórcy Tabula rasa, jakżeby inaczej, zaburzają płaszczyzny czasowe. Na moje szczęście! Uwielbiam takie zagadki fabularne. Zwłaszcza, gdy są dobrze poprowadzone. Istnieje cienka granica między umiejętną żonglerką liniami czasowymi a kompletnym chaosem na ekranie, w którym nawet pod koniec trudno się połapać.
Veerle Baetens naprawdę mnie oczarowała, nie tylko swoją nietypową urodą, ale przede wszystkim grą aktorską. Nie odczułam ani jednej fałszywej nuty, choć przecież przy takiej zagadkowej produkcji łatwo się zgubić i zastosować proste chwyty. Tymczasem obserwowanie Veerle, która jest zarazem jedną z twórczyń serii, okazało się nie lada przyjemnością. Aktorka potrafiła oddać wiele z trudnych emocji, ba, samym spojrzeniem pomóc widzom w odnalezieniu się w całym tym kłębku wydarzeń.
Nie mogłabym też udawać niewzruszonej wobec wariata nad wariaty. Fenomenalnie zagrana postać piromanty – Vronsky’ego (Peter Van den Begin) – była żarzącym się punktem na ekranie. Dosłownie. To bardzo niejednoznaczny bohater, którego łatwo obdarzyć… ciepłymi uczuciami.
Sekrety, sekreciki – na tym serial stoi
Wspomnieć należy też o tym, że nie tylko postać Anemmie jest poddawana głębokiej analizie. Brak tutaj jakiejkolwiek cukierkowej narracji, bowiem etyczne wątpliwości nazywa się wprost. Rodzina głównej bohaterki boryka się z różnymi rzadko poruszanymi w tego typu produkcjach problemami. Jednym z nich przykładowo okazuje się popęd seksualny (i sposoby na jego zaspokajanie) w małżeństwie, w którym jedno z małżonków jest poważnie chore.
W serialu na jaw wychodzi także wiele (kluczowych dla rozwiązania zagadek) sekretów rodzinnych. Zostałam przez twórców kilkukrotnie (i porządnie) zaskoczona zwrotami akcji. Niełatwo przewidzieć dalsze zdarzenia. Jeśli obstawiacie, że mąż Anemmie, Bennoit to typ partnera, który celowo faszeruje małżonkę lekami powodującymi jej zaniki pamięci – będziecie w błędzie. Zresztą nie uświadczycie tu wielu typowych rozwiązań fabularnych. Dlatego też po emocjonalnym rollercoasterze pełnym napięcia i wyczekiwania, finał serialu może Was nieco zawieść. Ale to jedyny minus tej produkcji.
Jeśli szukacie serialu angażującego, który z zagadek niczym z kart układa domek,Tabula rasa to propozycja stanowczo dla Was. Jest logicznie, tajemniczo, momentami mrocznie, a przede wszystkim fascynująco. Aktorzy oczarowują, a wizualnie serial korzysta z nieoczywistych środków. Innymi słowy, odpalajcie Netflixa.
0 komentarzy