Rozczarowani – recenzja 2. sezonu – Kiedy tytuł serialu odwzorowuje opinię

j
}

Data: 2 października 2019

Druga odsłona „magii” w jej sarkastycznym wydaniu ujrzała światło dzienne. Kolejny sezon Rozczarowanych zawitał na platformie Netflix. Wcześniejsze odcinki budziły uczucia… skrajnie ambiwalentne. Od nowego serialu animowanego twórcy takich klasyków jak Simpsonowie czy Futurama oczekuje się przecież zawsze „czegoś więcej”. Produkcja Rozczarowani miała zaspokoić głód widzów, którym od dłuższego czasu brakowało charakterystycznej dla Matta Groeninga kreski oraz specyficznego poczucia humoru. Dostała zatem drugą szansę na to, aby bardziej przekonać do siebie fanów. Rzadko jednak zdarza się, żeby serial przez swoje usilne starania tak bardzo oddalił się od swojego pierwszego sezonu.

Brak humoru w komedii

Animowany serial Rozczarowani próbował naśladować znane m.in. z Simpsonów żarty, które z biegiem lat znajdowały coraz więcej sympatyków gatunku. Jednak tego typu schemat zdecydowanie nie sprawdził się w pierwszej odsłonie serii. Bronił się on za to samą stylistyką i niecodzienną fabułą, sprytnie osadzoną w fantastycznym świecie. Niestety w przypadku drugiego sezonu to nie wystarczyło. Humor, który wcześniej (ledwo, ale jednak) funkcjonował, tutaj jest praktycznie nieobecny. Serial Rozczarowani nie nawiązuje już nawet do współczesnej popkultury, a jest to przecież zawsze jedna z mocniejszych stron animowanych produkcji dla dorosłych. Każdy dowcip doczekał się swojej „ugrzecznionej” wersji, a bez tego jakże pożądanego „pazura”, samodzielnie nie daje rady.

Rozczarowani sezon 2.
Źródło: IMDb

Najnowszy sezon Rozczarowanych ogląda się beznamiętnie. Również główne postacie zostały pozbawione ich najbardziej charakterystycznych cech charakteru. Są aż do bólu neutralne i w tych rolach wypadają nieprzekonująco, a wręcz nienaturalnie w stosunku do tego, co można było oglądać w poprzedniej odsłonie. Teraz bez problemu można usiąść do seansu wraz z dzieckiem, bez obawy o to, że usłyszy coś, czego jeszcze w tym wieku nie powinno. Czy to dobrze? Zdecydowanie nie, ponieważ konwencja od samego początku nie była skierowana do młodszych odbiorców. Nie do tego typu podejścia przyzwyczajano widzów. Na tym etapie była to zmiana całkowicie zbędna.

ZOBACZ TEŻ  Zaginięcie Madeleine McCann – recenzja serialu dokumentalnego Netflixa

Gra czy serial?

Kwestia formy nowego sezonu Rozczarowanych jest niezwykle ciekawa. Twórcy obrali zaskakujący kierunek, gdyż świat przedstawiony w serialu przypomina… grę platformową 3D. Aż przychodzi ochota na to, aby wziąć do ręki pada od konsoli i samodzielnie decydować o kolejnych ruchach postaci. Sam pomysł oczywiście nie jest zły, ale przy tym całkowicie niekompatybilny z fabułą. Żaden odcinek drugiej odsłony Rozczarowanych nie tłumaczy takiego posunięcia. Pobudki twórców są i pewnie pozostaną nieznane. Ten zabieg jest dość efektowny, w pewien sposób nawet angażujący, ale jedynie na krótką chwilę. Właśnie przez to, że forma jedynie prowizorycznie powiązana jest z treścią, ciężko docenić starania osób odpowiedzialnych za animację.

Rozczarowani sezon 2.
Źródło: IMDb

Stylizacja na platformówkę 3D, która dodatkowo wpływa na wydarzenia dziejące się na ekranie, mogła być strzałem w dziesiątkę. Niestety jednak pojawia się ona tylko w poszczególnych scenach i nie wpasowuje się w całość. Pewien rodzaj eksperymentu z formą? Być może, ale pytanie brzmi: „Po co?”. Pole do popisu było naprawdę duże. Wielka szkoda, że nie trzymano się konsekwentnie tego pomysłu i nie wykorzystano potencjału rodzaju animacji Rozczarowanych.

Wieje nudą

Fabuła drugiego sezonu serialu toczy się własnym tempem, w jednym kierunku. Do pewnego momentu. Zaledwie po kilku odcinkach zauważalne jest odejście od liniowości, na rzecz podzielenia historii na odrębne od siebie epizody. Każdy z nich staje się relacją z nietypowych przygód trójki przyjaciół, a główna linia fabularna jest jedynie tłem. Doprowadza to do sytuacji, w której widz odnosi wrażenie, że serial skończył się już w połowie, a cała reszta przypomina darmowe DLC do gry. Do tego wszystkiego zakończone perfidnym i przewidywalnym cliffhangerem. Cóż można powiedzieć – nuda, nuda i jeszcze raz nuda.

Rozczarowani sezon 2.
Źródło: IMDb

Trzeba jednak przyznać, że fabuła sama w sobie nieco „dojrzała”. Zdecydowanie bardziej przyciąga uwagę, niż miało to miejsce w pierwszym sezonie. Dzieje się tak, gdyż zwyczajnie nie ma nic więcej interesującego. Historia przedstawiona w drugim sezonie Rozczarowanych ma sens, który kończy się w momencie, gdy zaczyna się epizodyczność. Jest to kolejny niezrozumiały krok twórców, skutkujący rezygnacją z jedynego aspektu, który mógłby uratować ten serial.

ZOBACZ TEŻ  Spinning out – recenzja 1. sezonu. – Można dostać zawrotu głowy
https://www.youtube.com/watch?v=7wuJnE_Civo

Proces produkcji najnowszego sezonu Rozczarowanych można śmiało przyrównać do zabawy w piaskownicy. Osoby odpowiedzialne za jego powstanie dostały kilka nowych zabawek i postanowiły użyć ich do stworzenia fantastycznej historii. Połączyli zatem wiele niepasujących do siebie pomysłów. Z początku w miarę spójna wizja odeszła w zapomnienie na rzecz dziwnych i bezsensownych rozwiązań. W konsekwencji ostateczne dzieło przypomina projekt pozostawiony w fazie eksperymentu. Na jego końcową formę nie było jednak czasu czekać. Te kilka wolnych godzin warto poświęcić na ponowne obejrzenie jednego z sezonów Simpsonów, zamiast tracić je na doszukiwanie się głębszego sensu w drugim sezonie Rozczarowanych.

DOŁĄCZ DO DYSKUSJI I SKOMENTUJ

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O autorze

Joanna Kowalska

Fanka i pasjonatka kinematografii, wielbicielka muzyki oraz serialowa łowczyni. Najbardziej przemawiają do niej tematyki kryminalne, psychologiczne, socjologiczne i fantastyczne. Na co dzień obcująca z literaturą i tekstem studentka, dla której zarówno wielki, jak i mały ekran, to nie tylko źródło rozrywki, ale przede wszystkim kopalnia wiedzy i inspiracji.