Zapowiada się banalnie. Nowy Jork, księgarnia, młody, przystojny chłopak, ładna kobieta-pisarka. Spotykają się. Wpadają sobie w oko. I zapowiada się typowa historia miłosna. Brzmiałoby to świetnie, gdyby nie to, że ten chłopak to stalker, który w imię miłość jest w stanie zrobić wszystko. Dosłownie. Poniżej moja recenzja serialu „Ty”.
Od wczoraj (26 grudnia) na Netflixie możemy oglądać serial Ty (You) od Lifetime, stworzony na podstawie bestsellerowej książki Caroline Kepnes o tym samym tytule. Dostajemy od razu pełne 10 odcinków sezonu.
Nie tylko to zachęca do obejrzenia. Doskonała jest też obsada – w roli głównej Penn Badgley z „Plotkary”, gra Joego Goldberga, naszego uroczego stalkera, jego serialowa partnerka to Elizabeth Lail z „Dawno, dawno temu” w roli Guinevere Beck, a przyjaciółkę – Peach gra Shay Mitchell znana wszystkim z jednej z głównych ról serialu „Słodkie kłamstewka”.
Twórcami serialu są Greg Berlanti i Sera Gamble.
Spis treści
Banał czy podkład pod historię miłosną?
Wiemy już, że akcja serialu dzieje się w Nowym Jorku. Wspomnianą księgarnię prowadzi właśnie Joe, który jest tam managerem. Sprawuje nad nią pieczę podczas nieobecności właściciela – mentora – który de facto go wychował. Do rzeczonej księgarni przychodzi Beck – trochę nieogarnięta pisarka, która właśnie poprzez pisanie próbuje przeżyć i utrzymać się w zdecydowanie za drogim mieszkaniu.
Typowi bohaterowie rodem z „Pretty Little Liars” czy „Girls”?
Joe jest inny niż typowy dwudziestokilkulatek. Jest wyjątkowo inteligentny (mówi się, że jak każdy psychopata?) i bardzo analitycznie podchodzi do życia. Zanim się na kogoś otworzy i mu zaufa, najpierw dowiaduje się o tej osobie wszystkiego z mediów społecznościowych. Potrafi z nich wyciągnąć wszystko tak, by poukładać sobie w głowie dość pełny obraz tej osoby. Poprzez skojarzenia – nie jest dla niego trudne ustalenie adresu „ofiary”.
A Beck? To wrażliwa dziewczyna, która w internecie kreuje się na zupełnie inną, niż jest w rzeczywistości, nie jest nawet szczera w swojej relacji z przyjaciółkami, np. nie przyznaje się do tego, że jej sytuacja finansowa jest „nieco” gorsza i kupuje im zdecydowanie za drogie prezenty. Zatem w sieci jest kobietą sukcesu, a na żywo – niezbyt ogarniętą, pragnącą dobrego faceta, kobietą.
To połączenie zdaje się być skazane na sukces. Para szybko się w sobie zakochuje. A my oglądamy kolejne etapy związku i to, co Joe jest w stanie zrobić dla miłości. No dobrze, nie jest to typowe poznawanie się. Joe śledzi dziewczynę od samego początku, chodzi za nią, obserwuje ją przez okno jej mieszkania. Jest to dość przerażające.
Psychologicznie czy psychopatycznie?
Otrzymujemy trochę dramat psychologiczny, kryminał i trochę thriller. Z jednej strony widzimy jak okrutny i bezkompromisowy potrafi być, by wyeliminować przeszkody stojące na drodze do szczęścia ich związkowi, a z drugiej strony obserwujemy jak troskliwy i opiekuńczy jest zarówno dla Beck, jak i dla swojego sąsiada Paco, który ma poważne problemy z przemocą w domu. I to wszystko jest pokazane na zasadzie kontrastów. Wcale nie żywimy do niego nienawiści. W wielu momentach wręcz mu współczujemy, a czasem i kibicujemy. Jego postać jest bardzo nieoczywista, co sprawia, że chce się natychmiast wiedzieć, co się stanie w następnej scenie.
Od razu drugi sezon?
Stacja Lifetime od razu zapowiedziała drugi sezon, ale później się z tej obietnicy wycofała. Pałeczkę przejął jednak Netflix i wziął serial „Ty” pod swoje skrzydła i to on będzie odpowiedzialny za wyprodukowanie drugiej części.
Hollywood Reporter opublikował nawet oświadczenie stacji:
Życzymy całej obsadzie i ekipie wszystkiego, co najlepsze, jako że serial będzie kontynuowany przez Netflix i nie możemy się doczekać kolejnej pracy z tak kreatywnym zespołem.
Recenzja serialu „Ty” – podsumowanie
Podsumowując, muszę przyznać, że serial wkręcił mnie tak bardzo, że za wszelką cenę chciałam oglądać każdy kolejny odcinek. „Jeszcze chwilkę” – znacie to? 🙂 może nie jest to serial superambitny, ale naprawdę pozwalający wejść w głowę bohaterów, a takie produkcje przecież wszyscy bardzo lubimy.
0 komentarzy