Telenowela historyczna od TVP od początku nie miała lekko. Porównywana do zagranicznej konkurencji, niegrzesząca budżetem i inspirująca dla twórców memów. Wydawać by się mogło, że trudno o większą wpadkę. A jednak serial okazał się dla stacji dużym sukcesem i doczekał się nadawanego obecnie drugiego sezonu. Warto podejść do tej produkcji na chłodno, by sprawdzić skąd tyle zamieszania.
Spis treści
Reklama (nie)prawdę ci powie
Korona królów zdecydowanie nie jest naszą rodzimą odpowiedzią na Grę o tron. Skąd więc właściwie wzięły się porównania do hitu HBO? Po części to na pewno konsekwencja sprzecznych informacji, rozbuchanego i niezbyt przemyślanego marketingu. W niemal tym samym czasie dochodziły do nas wieści na temat serialu o Piastach, realizowanego przez Wojciecha Smarzowskiego. Brzmi nieźle, prawda? A że o obu projektach nie było wiadomo zbyt wiele i współdzielić miały one realia historyczne, dość łatwo mi wyobrazić sobie sytuację, w której zdezorientowany widz mógł pomylić produkcje. Główną winą obarczyć należy jednak złotoustego prezesa Telewizji Polskiej – Jacka Kurskiego. Owszem, gdzieniegdzie pojawiały się wzmianki o relatywnie niskim budżecie i fakcie, że mamy przed sobą telenowelę. Tylko co z tego, skoro dominowała narracja godna epopei narodowej.
Mówiono o wielosezonowym hicie, obejmującym co najmniej kilka, jak nie kilkanaście lat z historii. Serial miał posiadać wartość edukacyjną i być atrakcyjny dla młodego odbiorcy, dla którego mógł stać się źródłem wiedzy. Kurski użył wręcz słów: „To pierwsza wielka produkcja Telewizji Polskiej od ponad 30 lat, która pokaże piękno naszej historii, czasy odbudowywania państwowości”. Dodatkowo atmosferę budował podniosły zwiastun, obiecujący liczne intrygi i zawiłości fabularne. Już wtedy jednak wątpliwości mogły budzić pociesznie kolorowe kostiumy, kojarzące się raczej ze szkolnym kółkiem teatralnym, czy amatorskim LARPem, niż z poważną produkcją telewizyjną. Jak się okazało kilka miesięcy później, był to jedynie wierzchołek góry lodowej.
Kupka wstydu
Premiera dwóch pierwszych odcinków miała miejsce pierwszego stycznia 2018 roku. Miażdżąca większość mediów i internautów wyraziła następujący werdykt: telenowela o losach królewskiego rodu to klęska artystyczna. Pilot próbował być pompatyczny i zachęcić widza. Pomysł położyła jednak drewniana gra aktorska, wpisująca się w sumie do fatalnego scenariusza. Nawet wiceminister kultury Paweł Lewandowski, po którym mogliśmy się spodziewać wiary w dzieło stworzone za publiczne pieniądze, skomentował serial słowami: „A co do serialu Korona… to poczekajcie na 3 odcinek i dialog o śniadaniu w czasie postu. Zgniłem, jak to zobaczyłem:(”. Produkcja stała się istną żyłą złota dla internetowych śmieszków. Tworzono prześmiewcze porównania bohaterów Gry o tron do rodzimych odpowiedników. Kazimierz Wielki został okrzyknięty słowiańskim Jonem Snowem, a żona Łokietka to przecież kropka w kropkę Olenna Tyrell. Nie brakowało także memów naśmiewających się z taniego wykonania. Na Facebooku powstało nawet nieoficjalne wydarzenie o bardzo wymownej nazwie: „Zbieramy firanki i koce na kostiumy dla Korony królów”. Wydawać by się mogło, że po takiej wpadce, doczekamy się szybkiego zdjęcia z anteny lub wzrostu jakości. Stało się jednak na odwrót. Jak dla mnie, im dalej było w las, tym bardziej wady ulegały uwypukleniu. Mimo to serial okazał się sukcesem…
W telewizji nikt nie usłyszy twojego krzyku
To, co teraz powiem, może zabrzmieć dość brutalnie, ale tak w sumie, to nasze wywody nikogo nie obchodzą. Owszem, z czasem moda na ironiczne oglądanie Korony królów raczej przeminęła, memów było jakoś mniej, a serial zaliczył spory spadek oglądalności. Nie wiązałbym jednak specjalnie z tych faktów ze sobą. Mieliśmy raczej do czynienia z klasycznym spadkiem zainteresowania po emisji pilota. Rzecz raczej normalna dla wielu seriali. Zwłaszcza że emisja wystartowała w Nowy Rok. Jeśli zaś chodzi o społeczności internetowe, dla których serial stał się pośmiewiskiem, to cóż, na pewno nie byli oni planowaną grupą odbiorców.
Jednym z największych hitów w TVP ostatnich lat było Wspaniałe stulecie. Turecka telenowela opowiadająca o rządach Sulejmana Wspaniałego w szczytowych momentach potrafiła gromadzić przed odbiornikami ponad 2,5 miliona widzów. Jak na program niepuszczany w tzw. Prime Time, to naprawdę fantastyczny wynik. Niestety dla telewizji, spin off zatytułowany Sułtanka Kösem przyciągał ponad dwa razy mniejsze grupy. Korona królów miała właśnie wypełnić tę niszę. Nie być wcale superprodukcją, zachęcającą do poznawania naszej historii. W założeniu mieliśmy otrzymać proste patrzadło mogące sobie lecieć przed Jeden z dziesięciu i Wiadomościami. Natomiast swojski setting miał szansę stać się odskocznią od męczonych przez lata bliskowschodnich klimatów. I to się jak najbardziej udało. Mimo spadków Korona królów utrzymywała oglądalność na satysfakcjonującym dla nadawcy poziomie (przynajmniej milion widzów). Efektem tego, w miniony czwartek wyemitowano już setny odcinek telenoweli, która chyba prędko się jeszcze nie skończy. W dodatku 12 października jej miłośnicy będą mogli postawić na półce wydanie DVD z kompletnym, pierwszym sezonem.
Nie tylko pośmiewisko
Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że Korona królów to całkiem udana produkcja. Może i nie na płaszczyźnie artystycznej – dla wielu widzów okazała się bowiem nudna i tandetna – ale zdecydowanie spełniła swoje zadanie. Nie uważam też, by była to najgorsza rzecz, jaką wyprodukowała Telewizja Polska. Oglądanie jej sprawia mi więcej przyjemności, niż działo się to w przypadku seriali pokroju Klanu czy Barw szczęścia. Mało tego, wśród licznych wad, pozytywnie wybija się oprawa muzyczna. Oprócz charakterystycznego motywu Marcina Przybyłowicza Korona… regularnie raczy nas aranżacjami zespołu Sabionetta specjalizującego się w muzyce średniowiecza i renesansu. Robią one dobre wrażenie i nadają odpowiedniego klimatu. Być może by tworzyć taką muzykę, trzeba po prostu być dobrze rozeznanym w temacie, więc ciężej o fuszerkę. Na pozytywny odbiór prawdopodobnie wpływa także fakt, że słowiańsko-średniowieczne motywy muzyczne, nie są w naszej telewizji czymś powszechnym.
Korono, zrób to lepiej!
Nie znaczy to jednak, że twórcy muszą osiąść na laurach, bo w telenowelowej formie zrobili, co się da i spełnili swoje zadanie. Turecki hit, którym zespół TVP podobno się inspirował, udowadnia, że historyczny tasiemiec może wyglądać zupełnie inaczej. Spójrzmy na zwiastun lub dowolny odcinek serialu Wspaniałe stulecie: Sułtanka Kösem. Naturalnie, tu także aktorstwo nie jest pierwszoligowe, ale czuję pewne zaangażowanie. Historia, choć niezbyt głęboka, pozwala się wciągnąć. Mam wrażenie, że tureccy scenarzyści nie podchodzili do swojej pracy z kamienną powagą i celowo wprowadzono sporo przesady i przerysowania. Całość ma więcej charakteru, pałacowe życie pełne jest intryg, a wartkiej akcji nie brakuje. Co najważniejsze, realizator nie szczędził pieniędzy na produkcję. Trudno znaleźć konkretne kwoty, ale o w miarę wysokim budżecie mówi naprawdę bogata scenografia, kostiumy i niewywołująca zażenowania oprawa. W efekcie dostaliśmy telenowelę, która podbiła kilkadziesiąt zagranicznych rynków, w tym nasz. Historię Kazimierza, jak na razie udało się sprzedać tylko Węgrom.
Jak widać, można jeszcze wiele dopracować. Osobiście, mam – nieco naiwną – nadzieję, że TVP pokusi się o nadanie Koronie królów nowego życia. Gdyby sypnąć więcej pieniędzy, zmienić ton narracji na bardziej samoświadomy, dałoby się osiągnąć coś całkiem przyjemnego. Nie potrzebujemy dzieła ambitnego, które docenią zachodni krytycy. W tym aspekcie co roku możemy liczyć na polskich filmowców. Jeśli chodzi o seriale, Wataha HBO została dobrze przyjęta, a już niedługo zobaczymy 1983 na Netflixie. Fajnie by było jednak dostać atrakcyjną dla zagranicznego fana telenowel produkcję osadzoną w rodzimych klimatach, popularyzującą naszą historię. To segment rynku, który choć lekceważony, może przynieść korzyści z dobrego zagospodarowania. Choćby środki dla TVP na ambitne tytuły…
0 komentarzy