Twórcy serialu Preacher wielokrotnie sygnalizowali nam, że przeszłość głównego bohatera, kaznodziei Jesse’ego, nie była usłana różami. Śmierć rodziców, dorastanie na mrocznej farmie i pomoc w utrzymaniu tajemniczego, rodzinnego biznesu przeplatały się w mrocznych retrospekcjach. Stało się jasne, że kiedyś poznamy więcej szczegółów i oto, w trzeciej odsłonie opowieści, dowiadujemy się, przed czym mężczyzna uciekł, a do czego zmuszony był powrócić.
Spis treści
Jak trwoga to do… Miss Marie?
Jakie wydarzenie mogłoby przekonać Was do odwiedzenia miejsca, z którym wiążą się Wasze najbardziej traumatyczne wspomnienia? Co musiałoby się stać, żebyście chcieli wrócić tam, gdzie do dziś rozgrywa się akcja sennych koszmarów? W przypadku Jesse’ego potrzebna była śmierć ukochanej.

Źródło: Brief Take
Pożegnanie z Tulip od początku miało dziwnie spokojny charakter. Fakt, że Jesse nie pozwolił Cassidy’emu na desperacką przemianę kobiety w wampira świadczył o tym, że główny bohater opracował konkretny plan na uratowanie swojej dziewczyny. Przyjaciele wyruszyli zatem do Angelville, które mogliśmy nieco poznać z powtarzających się retrospekcji. Strach i niepewność kaznodziei tylko podsycała ciekawość tego miejsca. Moja wyobraźnia niemalże eksplodowała już podczas pierwszych dwóch odcinków, kiedy to twórcy zdecydowali w zasadzie całkiem wyjaśnić, na czym polega cała potworność plantacji w Luizjanie i jakiego rodzaju działalnością para się Madame L’Angelle.
Dawne demony powróciły
Wizyta u krewnych często wiąże się ze złożeniem obietnicy ponownych odwiedzin albo zobligowaniem się do częstszych kontaktów. Obowiązkowy buziak w policzek i trochę grania na emocjach to podstawa relacji z dalszymi członkami rodziny. Babcia Jesse’ego, wydając się obeznaną z tymi niuansami, na swój upiorny sposób, poszła o krok dalej. Staruszka zażądała, aby wnuk został z nią do czasu, aż nie spłaci swojego długu, czyli najlepiej na zawsze.

Źródło: The Game of Nerds
Poznając relację, jaka łączy Miss Marie z głównym bohaterem, zaczęłam lepiej rozumieć samą postać tytułowego Preacher ’a. Wszystkie jego lęki i wspomnienia złożyły się dla mnie w jednolitą, logiczną całość. Im bardziej świadoma byłam, tym bardziej interesowało mnie, dlaczego mimo tak burzliwej przeszłości oraz łatwych do przewidzenia konsekwencji, Jesse udał się po pomoc właśnie pod ten adres. Kolejne odcinki wyjaśniły to aż za dobrze, bowiem zależności między tą dwójką stały się motywem przewodnim opowieści.
Wampirem być
Bardzo dużym i zarazem pozytywnym zaskoczeniem była dla mnie kontynuacja wątków dotyczących postaci Cassidy’ego. Poprzednie sezony przyniosły nam wiele śmiesznostek związanych z narkotykami i alkoholem, historię jego dorosłego syna oraz niejasną relację z Tulip, która mogła zaważyć na losach przyjaźni całej trójki. Mało zaś było powiedziane o samym wampiryzmie. Co ciekawe, to nie historia nieodwzajemnionej miłości stała się punktem wyjścia tego motywu. Twórcy podeszli do tematu od strony zaognionych stosunków między wampirem a jego przyjacielem i chłopakiem Tulip – Jesse’ym. W obliczu uczucia do tej samej kobiety, panowie musieli w końcu przerwać wymowne milczenie.
Kolejnym ważnym etapem rozwoju bohatera jest zmierzenie się z jego wampirzą naturą i postawienie go przed koniecznością zweryfikowania dotychczasowego stylu życia. W końcu nieuchronnie przyszedł czas na skonfrontowanie się z zagadnieniem nieśmiertelności.

Źródło: AMC
Do nieba (nieba), do piekła…
W trzecim sezonie serialu Preacher nie zabraknie kontynuacji ważnych wątków z poprzednich odcinków. Układ między organizacją The Grail a głównym bohaterem nabiera nowego znaczenia. Chociaż dla nas od dawna jest jasne, że Herr Starr nie ma do końca uczciwych zamiarów, Jesse wciąż próbuje odzyskać od niego Genesis.

Źródło: Tell-Tale
Coraz ważniejsze staje się też znalezienie zaginionego Boga, bo jego jedyny żyjący potomek, Humperdoo, może nie udźwignąć brzemienia uratowania świata od rozpleniającego się grzechu. Kwestia okazuje się również pilna ze względu na fakt, że przywróceniem władzy w Niebie zainteresował się sam Wszechojciec D’Aronique, czyli ucieleśnienie czwartego Grzechu Głównego i zwierzchnik kościelnej instytucji.

Źródło: AMC
Narracja prowadzi nas dalej, przez niedokończone fragmenty. Czas przyszedł też na wizytę w piekle, w końcu Szatan nie może pozwolić, by dwóch uciekinierów pałętało się po świecie i miast odbywać zasłużoną karę, cieszyło się wolnością. Dzięki temu wątkowi ponownie spotykamy się z moim ulubionym bohaterem drugoplanowym. Święty od Morderców, bo o nim mowa, znowu wyrusza z misją, którą powierzył mu sam władca piekieł.

Źródło: AMC
Co o tym wszystkim myśleć?
Tak oto dotarliśmy do końca moich rozważań. Przyszedł czas na wnioski i werdykty, zatem postaram się ująć swoje myśli w zwięzłą garść słów, abyście nie mieli wątpliwości czy polecam, czy nie. Otóż kontynuacja produkcji AMC nadal trzyma poziom, chociaż nie rzuca na kolana, tak jak zrobiły to poprzednie sezony. Twórcy zdecydowali się na romans z klimatem noir i kinem grozy, co przyćmiło komiksowość i wyciszyło wszystkie slapstickowe elementy, chociaż momentami miały one szansę wybrzmieć. Brak konsekwencji w charakterze narracji zrzucam na chęć odświeżenia formatu.
Wszelkie doznania wizualne i dźwiękowe pozostają, niezmiennie, integralną częścią fabuły i poprzez kontrast dopełniają całą konstrukcję. Nadal nie przepadam z Jesse’ym, dostrzegam w nim tę samą płaskość i jednowymiarowość, która teraz po prostu stała się bardziej czytelna i uzasadniona. Jego towarzysze i ich kreacje przemawiają do mnie zdecydowanie bardziej. Mam nadzieję, że z przyjemnością obejrzycie ten serial i rozpłyniecie się w kontemplacji motywu walki dobra ze złem powleczonej absurdalnym humorem.
0 komentarzy